Jerzy Janowicz zdążył w tym sezonie udowodnić, że miejsce w trzeciej dziesiątce rankingu ATP zdecydowanie mu się należy. W Miami spróbuje natomiast dowieść, że stać go na coś więcej.
Choć łodzianin jest najlepszym polskim singlistą i właśnie z grą pojedynczą rosłego tenisisty wiąże się największe nadzieję, to w Indian Wells imponował przede wszystkim w deblu. Janowicz i Treat Huey, którzy w kalifornijskim turnieju po raz pierwszy występowali razem, sprawili ogromną sensację, osiągając finał imprezy. Zatrzymali ich dopiero niezrównani bracia Bryanowie, najlepsi debliści XXI w. i jedni z najlepszych w dziejach dyscypliny.
Znakomitym występem w deblu Janowicz zatuszował nieco słabszą postawę w singlu. Polak w swoim pierwszym pojedynku w turnieju pokonał po trzysetowej batalii Davida Nalbandiana, ale w następnym starciu został stłamszony przez Richarda Gasqueta. Znacznie wyżej notowany Francuz potrzebował zaledwie godziny, żeby rozprawić się z łodzianinem.
W Miami losowanie dla Janowicza okazało się łaskawsze. Na Florydzie będzie rozstawiony z 21. numerem, dzięki czemu, podobnie jak w Indian Wells, pierwszą rundę ma wolną. W następnej zmierzy się ze zwycięzcą meczu pomiędzy Thomazem Belluccim a Christianem Harrisonem. Niezależnie od rywala będzie faworytem. Bellucci to leworęczny Brazylijczyk, który groźny jest szczególnie na kortach ziemnych, natomiast Harrison to 18-letni młokos (młodszy brat Ryana Harrisona), który w turnieju wystąpi dzięki dzikiej karcie.
W 3. rundzie Janowicz najprawdopodobniej spotka się z Andreasem Seppim. Włoch wydaje się nieznacznym faworytem ewentualnego starcia. Przemawia za nim doświadczenie i pozycja w rankingu ATP (znajduje się 5 lokat wyżej od łodzianina). Nie jest to jednak zawodnik formatu Gasqueta, który w Indian Wells nie dał Janowicza szans, i z pewnością Polak dysponuje umiejętnościami, które pozwalają mu mieć nadzieję, że z Seppim sobie poradzi. Jeśli największe atuty łodzianina – serwis i forhend – będą funkcjonować na normalnym poziomie, powinien pokonać rywala i przybliżyć się do kolejnego awansu w rankingu ATP.
Jeżeli Janowicz zdoła dobrnąć do 4. rundy turnieju, zapewne ponownie zmierzy się z Andym Murrayem. Trudno bowiem przypuszczać, by Szkot nie osiągnął tej fazy zmagań, choć już w pierwszym meczu w Miami spotka się z niebezpiecznym Bernardem Tomicem. Janowicz z pewnością doskonale pamięta okoliczności, w jakich rywalizował z Murrayem po raz ostatni. Polak pokonał Szkota w 3. rundzie turnieju w Paryżu, osiągając największy sukces w karierze, a następnie dotarł do finału zmagań, czemu zawdzięcza swoją dzisiejszą pozycję w rankingu.
Janowicz z pewnością marzy o tym, żeby historia zatoczyła koło. Nie jest to niemożliwe – Murray, który ostatnie tygodnie poświęcił treningom pod kątem przygotowania fizycznego, jest daleki od optymalnej formy. Żeby jednak przystąpić do starcia ze Szkotem, Polak musi rozprawić się z dwoma pierwszymi rywalami, którzy niewątpliwie zrobią wszystko, by w zmaganiach w słonecznym Miami utrzymać się jak najdłużej.