Matkowski i Fyrstenberg: naszym celem było zwycięstwo

/ Maciej Weber , źródło: własne, foto:

– Naszym celem było zwycięstwo. Dlatego po przegranym finale nie cieszyliśmy się – zgodnie przyznają Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg, którzy jako pierwsi polscy tenisiści po 33 latach znaleźli się w finale tenisowego Wielkiego Szlema. Na koniec US Open przegrali jednak łatwo w dwóch setach


Tekst Maciej Weber


To ich największy sukces, bo oprócz 11 wygranych turniejów ATP ich największym osiągnięciem pozostawał półfinał Australian Open pięć lat temu. W drodze do finału wyeliminowali w ćwierćfinale niezwykle utytułowaną i doświadczoną parę Leander Paes i Makesh Bhupathi.
– To był przełomowy nasz mecz w tym turnieju. Hindusi mają na koncie 10 tytułów wielkoszlemowych. Przed US Open wygrali zaliczany do Masters Series turniej w Montrealu. To zwycięstwo sprawiło, że wyczuliśmy szansę. Kiedy rozpoczynaliśmy turniej w pierwszej rundzie zagraliśmy bardzo słabo i tylko dzięki korzystnemu losowaniu przeszliśmy tamtą przeszkodę – nie kryje Fyrstenberg. – Ale potem graliśmy nasz najlepszy tenis w życiu. Szkoda tylko, że najgorszy mecz rozegraliśmy w finale. Żartujemy sobie, że te nasze 2:6, 2:6 z Phlippem Petzchnerem i Juergenem Melzerem to jak walka Tomka Adamka z Kliczką, którą oglądaliśmy w szatni przed meczem finałowym – mówi Matkowski. – I jak przegrana Legii z Podbeskidziem Bielsko-Biała – dodaje Fyrstenberg.
Mecz finałowy odznaczył się zgrzytem. Matkowski nie podał ręki Petzchnerowi, który ewidentnie oszukał sędziego i naszych zawodników.
– Nie przyznał się, że piłka uderzyła go w nogę i Niemcy dostali punkt, który nam się należał. Najlepsze, że następnego dnia wracałem z nim tym samym samolotem do Frankfurtu. Podszedł, przeprosił tłumacząc, że sędzia podjął decyzję i on nie mógł nic nie zrobić. A mógł, bo gdyby podniósł rękę i powiedział, że dostał w nogę to byłoby co innego. Odparłem, że dziękuję mu za to przyznanie, ale mógł to zrobić wcześniej. Następnym razem podam mu rękę, ale przyjaźni między nami nie będzie. Tenis zdecydowanie przestał już być „białem sportem” – wspomina Matkowski tamto zdarzenie. – Najdziwniejsze w tym jest to, że to gość, którego dobrze znamy. My debliści właściwie znamy się wszyscy. Spotykamy się na turniejach, jadamy razem posiłki. Dostaliśmy później smsy od kilku zawodników. To, że Niemiec się przyznał niewiele znaczy, bo następnego dnia mecz powtarzał Eurosport i dzięki powtórkom jego zagranie było ewidentne – uzupełnia Fyrstenberg wypowiedź kolegi.
W roku 2006 nasi debliści grali w półfinale Australian Open, ale według nich tych dwóch osiągnięć nawet nie ma co porównywać. – Wtedy to był łut szczęścia. Jeszcze na to nie zasługiwaliśmy. Graliśmy zbyt defensywnie, nie jak debliści. Poza tym Santoro doszedł do ćwierćfinału singla i na zwycięstwie w deblu mu nie zależało, bo mu tylko przeszkadzał. Pięć lat zajęło nam dotarcie do finału turnieju wielkoszlemowego, ale idziemy małymi kroczkami i ciągle do przodu. Naszym celem na przyszłość jest ustabilizowanie formy. Chcemy, by obok takich osiągnięć jak choćby cztery kolejne wygrane z braćmi Bryanami nie zdarzały nam się wpadki ze słabeuszami – mówi zawodnik zwany „Frytką”.
– W przyszłym roku czeka nas start między innymi na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Na trawie, która nie jest naszą ulubioną nawierzchnią – na Wimbledonie nigdy nam się nie wiodło. Ale już w Eastbourne, gdzie trawa jest szybsza było już znacznie lepiej. Na igrzyskach wystartują też tylko 32 pary. Wystarczy tam wygrać dwa mecze, aby być w ćwierćfinale. W Wielkim Szlemie potrzeba czterech spotkań – dorzuca „Matka” od siebie.
Już w środę Matkowski i Fyrstenberg odlatują do Finlandii, gdzie wystąpią w spotkaniu Pucharu Davisa. Potem zamierzają odpocząć, dlatego m.in. zrezygnowali z turnieju w Bangkoku.
– Ja już w poniedziałek o 1.30 spałem i nawet nie oglądałem finału singla Djokovicia z Nadalem – mówi Matkowski. – Odpoczniemy, a potem postaramy się utrzymać formę. To US Open dało nam pewność i teraz już w Wielkim Szlemie będzie nas satysfakcjonować tylko zwycięstwo, a nie sytuacja, że kończymy start na finale, półfinale czy ćwierćfinale – dodaje Fyrstenberg.
Jedynym polskim zwycięzcą turnieju Wielkiego Szlema pozostaje Wojciech Fibak, który w parze z Australijczykiem Kimem Warwickiem wygrał grę deblową na Australian Open w 1978 roku.