Było tak blisko… – Kubot żegna się z Wimbledonem

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: wimbledon.org, foto: AFP

Przez ponad dwie i pół godziny przecieraliśmy oczy ze zdumienia, patrząc na najlepszy tenis, jaki kiedykolwiek prezentował Łukasz Kubot. Życiowa forma doprowadziła go w pojedynku z Feliciano Lopezem do dwóch piłek meczowych już w trzecim secie spotkania, ale – chociaż ciężko w to uwierzyć – happy endu nie było. Hiszpan wydarł Polakowi zwycięstwo w pięciu partiach.

Nie łatwo jest pisać relację z takiego pojedynku. Przez trzy sety Łukasz Kubot grał najlepszy tenis w życiu, racząc nas zagraniami, których nie dało się nie oklaskiwać. Rewelacyjny serwis, znakomite czucie przy siatce i mądre rozwiązania taktyczne pozwoliły mu wygrać dwie pierwsze partie. W trzeciej od sukcesu dzieliły go detale. Przy pierwszej piłce meczowej zadrżała mu ręka przy siatce, drugą Lopez zniwelował asem. W kolejnych setach główną rolę zaczęło odgrywać zmęczenie. Kubot miał jeszcze kilka fantastycznych szans na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść, ale wszystkie zmarnował i nie awansował do pierwszego w karierze ćwierćfinału turnieju wielkoszlemowego. Tak czy siak, Kubotowi należą się wielkie brawa za to, co pokazał podczas całego Wimbledonu. Osiągnął i tak dużo więcej, niż początkowo można było przypuszczać.

Pierwszego seta nie sposób nazwać inaczej jak popisem Kubota. Po niektórych akcjach Polaka naprawdę można było przecierać oczy ze zdumienia i zastanawiać się, jakim cudem ten tenisista zajmuje dopiero 93. miejsce w światowym rankingu. Nasz zawodnik nie zmienił taktyki, która od początku turnieju przynosi mu wielkie korzyści. Agresywny serwis i sprint do siatki – proste i skuteczne. Statystyki też przemawiały za Kubotem – 16 uderzeń kończących przy zaledwie jednym niewymuszonym błędzie, 81% skuteczności pierwszego podania oraz 13 z 16 wygranych akcji przy siatce musiały dać Polakowi zwycięstwo. Lopez zaspał na starcie, popełnił dwa podwójne błędy serwisowe we własnym gemie otwarcia i natychmiast został przełamany. Polak przewagę utrzymał i wygrał 6:3.

Hiszpan szybko się zorientował, że stojąc na linii końcowej, nic nie zwojuje w tym spotkaniu. Od początku drugiej partii Lopez poprawił serwis, coraz częściej pędził do siatki i notował więcej uderzeń, po których Polak nie miał nic do powiedzenia. Spotkanie się wyrównało, ale obaj zawodnicy pewnie wygrywali własne podania. Do czasu, bowiem przy stanie 4:4 Kubot zagrał dwa fenomenalne returny, Hiszpan dołożył prosty błąd i nasz tenisista zdobył przełamanie! Radość nie trwała długo, bowiem w kolejnym gemie zamiast dokończyć dzieła, Polak oddał rywalowi to, co chwilę wcześniej mu zabrał. Rozstrzygnięcie nastąpiło dopiero w tie breaku, w którym obaj gracze mieli problemy z wygrywaniem punktów przy swoim serwisie. Jednak w końcówce Polak posłał asa, a po chwili zagrał kapitalny passing-shot po krosie, dzięki któremu zwyciężył 7:5!

Trzeci set rozpoczął się od trzech break pointów dla Lopeza. Ale Polak utrzymał koncentrację, nie przestraszył się i wybrnął z opresji. Kubot ciągle grał na bardzo wysokim poziomie. Umiejętnie i bardzo mądrze rozprowadzał Hiszpana po korcie, pędził do siatki i kończył akcje efektownymi wolejami. Mylił się rzadko. Lopez robił co mógł, ale momentami był bezradny. W połowie partii skarcił rakietę, niszcząc ją doszczętnie, za co dostał ostrzeżenie. Szans na przełamanie nie miał tym razem żaden z tenisistów i tak jak w drugim secie o wszystkim decydował tie break. Kubot rozpoczął go szczęśliwie, ale już chwilę później zagrał taki passing shot z bekhendu po linii, że nie można było nie zaklaskać. Zyskał mini breaka, świetnie zaserwował i przez moment na tablicy widniało 4-1 dla Kubota. Lopez bez wiary poprosił o challenge, który go uratował, bowiem piłka minimalnie zahaczyła o linię. Zrobiło się niebezpiecznie, bowiem Lopez nagle wyszedł na prowadzenie 5:3, ale potem Polak zaserwował asa, przeprowadził akcję nie z tej ziemi, kończąc ją forhendem po linii nie do obrony, a na deser Hiszpan popełnił podwójny błąd serwisowy. Lopez obronił meczbola, aby w kolejnej akcji zrobić coś fatalnego. Kubot biegał jak szalony do beznadziejnych piłek i wszystko przebijał, aż w końcu rywal wyrzucił banalne zagranie w aut. Nie zraziło go to i, niestety, w kolejnych trzech akcjach był lepszy, wygrywając seta 9-7.

W czwartym secie obaj tenisiści zaczęli odczuwać trudy tego spotkania. Na początku Kubot miał szansę na przełamanie, ale jej nie wykorzystał. Chwilę potem to Lopez był o krok od breaka, ale Polak wybronił się z opresji. W grze obu graczy zaczęło się pojawiać więcej błędów, niewątpliwie wynikających ze zmęczenia. Ale w siódmym gemie udało się Kubotowi przycisnąć rywala i zdobyć tak ważne przełamanie! Niestety, kolejny gem był chyba najgorszym w wykonaniu naszego zawodnika. Przegrał go „na sucho” i stan meczu znów się wyrównał. Zmęczenie zaczęło odgrywać coraz wyraźniejszą rolę. Obaj tenisiści wygrywali swoje podania z ogromnym trudem, a przy stanie 5:5 Kubot miał masę break pointów, ale gema wygrał Lopez. Chwilę potem wygrał i następnego, doprowadzając do remisu w setach…

Kolejność serwowania w decydującej partii sprawiła, że to Kubot musiał gonić. A to z kolei sprawiło, że za każdym razem nasze serca drżały. Jedna przez długi czas tenisiści – z większym bądź mniejszym trudem – utrzymywali własne podania. W połowie seta Polakowi trafiła się okazja na przełamanie, ale Lopez błyskawicznie ją zniwelował, posyłając asa. Wiadomo było, że prędzej czy później do przełamania dojść musi. Niestety, pierwszego i jedynego breaka zdobył Hiszpan w dwunastym gemie. Dwa pierwsze meczbole Polak obronił, przy trzecim wyrzucił dość prosty forhend w aut i przegrał cały pojedynek 6:3,7:6(5), 6:7(6), 5:7, 5:7. Będzie co rozpamiętywać…

Mimo porażki, Łukaszowi Kubotowi należą się wielkie gratulacje. To bez wątpienia najlepszy turniej singlowy w jego karierze. Taka gra, jaką Polak prezentował podczas Wimbledonu 2011, daje nadzieje, że 29-latek z Bolesławca dostarczy kibicom jeszcze wiele radosnych chwil. W najbliższy poniedziałek zanotuje spory awans w światowym rankingu.

Wynik czwartej rundy:
Feliciano Lopez (Hiszpania) – Łukasz Kubot (Polska) 3:6, 6:7(5), 7:6(6), 7:5, 7:5