Szósty set

Artur St. Rolak , foto: Adam Nurkiewicz/PZT

Artur St. Rolak

Co się stało podczas konferencji prasowej po meczu Jerzego Janowicza z Marinem Cziliciem, można dowiedzieć się z internetu. Nie wszystko dobrze się nagrało, więc wielu szczegółów niestety nie słychać. Ponieważ kontrowersyjna, tak to nazwijmy, wypowiedż polskiego tenisisty nastąpiła po moim pytaniu – zresztą nie do niego, a do kapitana Radosława Szymanika – czuję się zobowiązany do kilku zdań wyjaśnień.

Pytanie, to akurat słychać, dotyczyło oczekiwań wobec reprezentacji Polski. Czy nie są zbyt wygórowane, skoro z drużynami takimi jak Australia i Chorwacja przegrywamy wyraźnie, a nie o jedną piłkę? Czy nasze miejsce nie jest po prostu w Grupie I, a nie Światowej? Naprawdę trzeba złej woli, aby doszukiwać się w tym stwierdzeniu podtekstów. Radosław Szymanik, gdy Jerzy Janowicz wreszcie dopuścił go do głosu, odpowiedział przecząco. Stwierdził, że Polska ma potencjał na Grupę Światową, dając zatem tym samym do zrozumiemia, że oczekiwania – między innymi nasze – wcale nie są wybujałe.

Trudno nie odnieść się do słów Jerzego Janowicza, choć nie biorę ich osobiście do siebie. Zapytałem bowiem, czy zarzuty o niezasłużoną krytykę, które wystrzelił z siebie, kieruje także pod moim adresem. – Nie, do pana nie – odparł. Dziękuję za uczciwość. „Tenisklub”, ale nie tylko, zawsze pisał o Janowiczu i innych polskich tenisistach raczej życzliwie.

Jerzy, jako osoba publiczna musisz liczyć się z tym, że jesteś oceniany. Nie zawsze pozytywnie i nawet nie zawsze sprawiedliwie – i chyba już pora to zrozumieć. My, dziennikarze, podlegamy jeszcze surowszemu osądowi naszych czytelników, słuchaczy i widzów. Jeśli jesteśmy źli, to po prostu kupują inną gazetę lub sięgają po pilota i zmieniają kanał.

Cel ostatniego ataku wybrałeś bardzo niefortunnie, bowiem w tej salce było wielu dziennikarzy, którzy często jeżdżą na turnieje za własne pieniądze lub częściowo dokładają do takich wyjazdów, bywa, że biorą w tym celu urlopy, ponieważ w ich redakcjach – a są to największe gazety w naszym kraju – tenis przegrywa nie tylko z piłką nożną. Tego możesz nie wiedzieć albo nie pamiętać – ci sami ludzie byli z drużyną, kiedy ta grała w Grupie III, a potem cieszyli się z nią z każdego awansu.

To prawda, że tenis jest wyjątkowo niewdzięcznym sportem. Państwo w imieniu podatników buduje stadiony, skocznie narciarskie, tory regatowe… Lekkoatleci, narciarze, wioślarze i wszyscy inni dostają państwowe stypendia i nie płacą za korzystanie z obiektów, na których trenują. Tenisista zwykle musi sam sobie zapłacić za kort. Między innymi z tego powodu zaledwie dwa lata temu nie mogłeś pojechać na Australian Open, o czym pisaliśmy i mówiliśmy. Co jeszcze mogliśmy wtedy dla Ciebie zrobić? Zrzutkę na bilet?

Kiedy w tym samym 2012 roku przebiłeś się z eliminacji do trzeciej rundy turnieju głównego Wimbledonu, jak myślisz – kto opowiadał zagranicznym dziennikarzom o tym, ile musieli poświęcić Twoi rodzice? My. Wtedy nikt nie znalazłby o tym wzmianki w internecie, do którego odsyłasz czasem naszych obcojęzycznych kolegów, aby wyszukali sobie odpowiedź na pytanie, które już Cię znudziło. Myślisz, że Federer czy Nadal na każdej konferencji prasowej słyszą pytania nowe i odkrywcze? Że nie zdarzają się nawet i głupie? Oni jednak odpowiadają na każde, bo wiedzą, że to część ich pracy.

Żalisz się na polskie media, że są okrutne jak żadne inne. Chyba nie wyobrażasz sobie, co angielskie tabloidy napisałyby o Andy’m Murrayu, gdyby przegrał z Tobą w półfinale Wimbledonu. To nie Ty wygrałeś ten mecz, a mimo to zostałeś odznaczony przez Prezydenta Rzeczpospolitej Srebrnym Krzyżem Zasługi. Czy jakaś gazeta napisała, że na to nie zasłużyłeś?

Jeśli zakładasz koszulkę z Białym Orłem, to jest oczywiste, że „dajesz z siebie wszystko”. Rzeczą kibiców i dziennikarzy jest to uczciwie docenić, natomiast sportowiec nie ma prawa wypinać klaty po ordery tylko dlatego, że walczył do ostatniej kropli potu. Każdy reprezentant kraju zobowiązuje się do tego dobrowolnie i nie ma znaczenia, czy robi to tylko za uścisk dłoni prezydenta, czy płacą mu za to na światowym poziomie.

Odbierasz nam prawo do wystawiania ocen, pytając, kim my jesteśmy. Tak, nie jesteśmy półfinalistami Wimbledonu, ale to wcale nie znaczy, że nie wiemy, na czym polega sport. My też wiemy, jakie to uczucie, kiedy pot spływa po plecach albo zalewa oczy. Uprawiamy sport, gramy w tenisa, kilku z nas przebiegło nawet maraton, i zapewniam, że męczymy się tak samo jak Ty, a może i bardziej, bo jesteśmy w tym słabsi. Ornitolog nie musi umieć fruwać, żeby być ornitologiem.

W „Tenisklubie” wyznajemy pogląd, że wszyscy pracujemy w jednej fabryce: tenisiści w dziale produkcji, a my, dziennikarze, w dziale sprzedaży. Zdarza się czasem, że wy wyprodukujecie sukces, a nam niestety nie uda się znaleźć na niego nabywcy. Bywa jednak i tak, że wam trafi się bubel (porażka), a my mimo to sprzedajemy go za godną cenę. Byłoby miło, gdybyśmy po obu stronach stołu konferencyjnego pamiętali, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

Jeśli nawet masz inne zdanie, te łamy zawsze są dla Ciebie otwarte.


Artur St. Rolak, w imieniu całego zespołu redakcyjnego Tenisklubu.