US Open: Del Potro zszokował świat

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: usopen.org, foto: AFP

Zaczął niczym przestraszone dziecko, ale jak skończył jak wielki i pewny siebie bohater, którego na stojąco oklaskiwało 23 tysiące ludzi. Po pięciu latach bezwzględnej dominacji Roger Federer zdetronizowany w Nowym Jorku! I to nie przez Rafaela Nadala czy Andy’ego Murraya, a przez blisko 21-letniego chłopaka z Tandil! Po niesamowitym, czterogodzinnym i stojącym przez większość czasu na bardzo wysokim poziomie finale US Open Juan Martin Del Potro pokonał Rogera Federera 3:6, 7:6(5), 4:6, 7:6(4), 6:2, zdobywając swój pierwszy w karierze wielkoszlemowy tytuł.
    
Po pierwszych stu minutach chyba nikt nie przypuszczał, że w tym meczu coś się jeszcze zmieni. Na wypełnionym po brzegi Arthur Ashe Stadium zaczynało wiać nudą, bo Roger Federer bardzo łatwo, można by powiedzieć, że aż za łatwo, mknął po swój szósty tytuł w Nowym Jorku, a szesnasty wielkoszlemowy. Prowadził 6:3 i 5:3, ale wtedy wszystko się zmieniło… Do tego stopnia, że dwie i pół godziny później zawsze spokojny i stonowany prawie dwumetrowy gość padł na kort i rozpłakał się jak dziecko.

„Kiedy leżałem na korcie, wiele myśli przechodziło mi przez głowę. Po pierwsze moja rodzina, przyjaciele i wszystko… Nie potrafię tego wyjaśnić, bo to spełnienie moich marzeń. Udało się. Dokonałem tego. Pojadę do domu z trofeum i jest to najwspanialsze uczucie w całym moim dotychczasowym życiu. Jest za wcześnie, aby to wszystko wyjaśnić. Może jutro, może za tydzień wreszcie w to uwierzę”, opowiadał po meczu rozemocjonowany Argentyńczyk.

Dla Juana Martina Del Potro poniedziałkowy wieczór w Nowym Jorku był niezwykły z kilku powodów. Wszystko zaczęło się od pierwszego w karierze awansu do finału wielkoszlemowego. I choć niewielu dawało mu szanse na pokonanie doświadczonego Rogera Federera, ten zszokował cały tenisowy świat, dokonując tego i to dokonując w wielkim stylu. Wreszcie się odblokował, bowiem we wcześniejszych sześciu spotkaniach ani razu nie potrafił pokonać Szwajcara. Teraz mu się udało, co zaowocowało historycznym triumfem w wielkoszlemowym.

Widowisko na Arthur Ashe Stadium miało wiele zwrotów akcji. Zaczęło się tak, jak można się było obawiać, że będzie przez cały mecz. Federer nie musiał robić wiele, aby zdobywać punkty, bo stremowany, grający jak nie on Argentyńczyk co i rusz oddawał mu je w prezencie, popełniając proste błędy. Nie funkcjonował serwis, forhendy lądowały w siatce, bekhend nie był groźny. A Szwajcar robił swoje i pozwalał rywalowi się mylić. Szybkie przełamanie sprawiło, że set był nudny, a Federer, kontrolując sytuację, doprowadził do wygranej 6:3. Początek drugiego i klęska Del Potro. Wydawało się, że kolejny stracony gem serwisowy odbierze Argentyńczykowi ochotę do gry. Tym bardziej, że 20-latek z Tandil nie miał pomysłu na zatrzymanie Szwajcara, który rozpędzał się coraz bardziej i nie miał chwil zadyszki. Jednak musiało się coś stać. I stało się. Serwujący przy stanie 5:4 Federer nie wykorzystał szansy i po raz pierwszy w meczu stracił własne podanie. Ryk radości na trybunach i wielka euforia Del Potro uskrzydliła go do zwycięstwa w tej, wydawałoby się, przegranej partii i wyrównania w meczu.

To był chyba przełomowy moment spotkania. Del Potro uwierzył w siebie i znów zaczął grać tak, jak potrafi. Wreszcie byliśmy świadkami kapitalnych i długich wymian, fantastycznych forhendowych strzałów Argentyńczyka i nie mniej rewelacyjnych ripost ze strony Szwajcara. To tylko zdawało się nakręcać 20-latka z Tandil, który ku zdziwieniu wielu widzów w siódmym gemie przełamał Federera. Będąc tak bliskim wyjścia na prowadzenie w całym meczu, Del Potro znów się usztywnił, a my znów byliśmy świadkami zwrotu akcji. Argentyńczyka dopadła zapaść serwisowa i ze stanu 4:3 przegrał trzy kolejne gemy w tym dwa przy własnym podaniu, popełniając w dwóch ostatnich punktach podwójne błędy serwisowe.

Del Potro się nie załamał. Walczył dalej i czwarty set był chyba najlepszym tego spotkania. Obaj zawodnicy grali znakomicie, fundując kibicom niesamowite wymiany. Argentyńczyk je wytrzymywał, strzelał forhendem i bekhendem, a Federer genialnie odpowiadał. Jednak to ponownie 20-latek z Tandil jako pierwszy zdobył przełamanie. Prowadził 3:1, potem 4:2, ale na tym jego przewaga się skończyła. W ósmym gemie, tak jak to było w trzecim secie, Szwajcar znów odrobił stratę. A w końcówce działy się niesamowite rzeczy. Przy stanie 5:5 Federer prowadził 40-0, ale kilka genialnych returnów rywala doprowadziło do równowagi, a chwilę potem break pointa. Po następnym szalonym forhendowym strzale wydawało się, że jest po sprawie. Tak samo pomyślała amerykańska publiczność, która ryknęła z radości, ale Federer jakimś cudem odbił piłkę na drugą stronę. Chyba sam zaskoczony tą ripostą przeciwnika Del Potro popsuł prosty bekhend i z przełamania nic nie wyszło. W tie breaku jednak Szwajcar już na starcie popełnił podwójny błąd i straty nie odrobił, przegrywając 4-7.

Piąty set był popisem Argentyńczyka. Nie uderzał on każdej piłki z całej siły, ale widząc, że Federer jest coraz częściej spóźniony do piłek, ostrzeliwał bekhend rywala. Szwajcar nie ustawiał się dobrze do zagrań i psuł coraz więcej piłek. Szybko stracił podanie i po kilku minutach przegrywał 0:3. Podjął jeszcze walkę, ale na przełamanie rywala nie starczyło sił. W ostatnim gemie Federer dwukrotnie zagrał ramą z bekhendu i zafundował rywalowi dwa meczbole z rzędu. Obronił je, ale trzeciego już nie dał rady i sukces Del Potro stał się faktem.

W całym spotkaniu Szwajcara zawodził serwis. Czy ktoś pamięta mecz, w którym Roger Federer popełnia 11 podwójnych błędów serwisowych?! Do tego wszystkiego celność pierwszego podania wynosiła u niego zaledwie 50%, a i skuteczność po obu serwisach nie była jak na Szwajcara powalająca. 13 asów na tak długie spotkanie to też w wykonaniu Federera wynik słaby. Obaj zawodnicy popełnili podobną ilość błędów (62-60 na niekorzyść Szwajcara) i zanotowali niemal identyczną liczbę uderzeń kończących (57-56) dla Del Potro.

Roger Federer znalazł się w czwartym wielkoszlemowym finale w tym roku i po raz drugi przegrał. Nie udało mu się zdobyć piątego z rzędu tytułu w Nowym Jorku i szesnastego wielkoszlemowego w karierze.

„Pechowo dzisiaj było, ale myślę, że Juan Martin grał świetnie. Czekał cierpliwie na swój moment i dawał sobie szanse, a w końcówce był po prostu lepszy”, powiedział o finałowym meczu Szwajcar. „Piąty był cudowny, czwarty także. Szósty byłby marzeniem. Nie można mieć wszystkiego. Miałem wspaniałe lato i niesamowitą serię. Nie jestem rozczarowany, bo sądzę, że zagrałem kolejny świetny turniej. Miałem dziś szanse, aby wygrać, ale ich nie wykorzystałem. Zabrakło szczęścia”, dodał Federer, odnosząc się do swojej serii zwycięstw w Nowym Jorku.

Zwycięstwo Juana Martina było pierwszą od French Open 2005 wielkoszlemową wygraną tenisisty spoza czołowej czwórki. Ba, od tamtego momentu tylko dwa laury trafiały w ręce inne niż Rogera Federera bądź Rafaela Nadala. W 2008 roku Australian Open wygrał Novak Djoković a wczoraj trofeum za zwycięstwo w US Open odebrał Juan Martin Del Potro. Argentyńczyk powrócił na piąte miejsce w światowym rankingu. Odebrał czek na 1,6 mln dolarów i kluczyki do nowiutkiego Lexusa.

Wynik finału:

Juan Martin Del Potro (Argentyna, 6) – Roger Federer (Szwajcaria, 1) 3:6, 7:6(5), 4:6, 7:6(4), 6:2