Montreal: niewiarygodna pogoń Tsongi

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: atpworldtour.com, foto: atpworldtour.com

Jo-Wilfried Tsonga przegrywał 1:5 w decydującym secie, aby ostatecznie w nieprawdopodobnych okolicznościach pokonać Rogera Federera w ćwierćfinale Rogers Cup. Francuz najpierw zdobył pięć gemów z rzędu, potem nie wykorzystał trzech kolejnych piłek meczowych, aż w końcu zwyciężył w tie breaku.

Niesamowite rzeczy działy się tego wieczora polskiego czasu w Montrealu. Bo kto by przypuszczał, że prowadzący z Jo-Wilfriedem Tsongą 5:1 Roger Federer, zgotuje swoim kibicom taki horror? I to horror bez happy endu. Francuz nie miał już nic do stracenia i… zaczął grać jak z nut, nie pozwalając rywalowi na wiele. Dwa razy z rzędu przełamał jego podanie, dołożył trzy własne gemy serwisowe i nagle z 1:5 zrobiło się 6:5… Dwunasty gem, w którym Federer bronił się przed porażką był przedziwny. Szwajcar grał tak, jakby miał nóż na gardle, panicznie bojąc się zaryzykować. Popełnił proste błędy i zafundował przeciwnikowi trzy meczbole z rzędu. Mimo że Tsonga dwukrotnie miał piłkę wyłożoną na tacy, szansy nie wykorzystał i w banalny sposób zmarnował wszystkie okazje. W tie breaku do stanu 3:3 walka była wyrównana. Wtedy to Francuz wygrał punkt przy podaniu Szwajcara, dołożył dwa własne i znów miał trzy meczbole z rzędu. Tym razem nie musiał robić nic, bo Federer popełnił drugi podwójny błąd serwisowy w meczu i po dwudziestu jeden kolejnych wygranych doznał porażki.

Wynik ćwierćfinału:
Jo-Wilfried Tsonga (Francja, 7) – Roger Federer (Szwajcaria, 1) 7:6(5), 1:6, 7:6(3)