Szalona noc w Kalifornii!

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: atptennis.com, foto: AFP

Lepszego zakończenia środowych gier w Indian Wells kibice nie mogli sobie wymarzyć. Mimo że ostatni zaplanowany mecz trwał do 2 w nocy, nikt nie opuszczał trybun kortu centralnego. Emocje, jakich dostarczyli kibicom Rafael Nadal i David Nalbandian, były silniejsze niż chęć snu. W niesamowitym, trwającym prawie trzy godziny pojedynku lider światowego rankingu pokazał, dlaczego tym liderem jest. W drugim secie obronił pięć piłek meczowych, a w trzecim zmiażdżył przeciwnika i awansował do najlepszej ósemki. Nie gorszy był Ivan Ljubicić, który tyle samo razy, ile Nadal, był jedną piłkę od przegranej, a mimo to zszedł z kortu jako zwycięzca.

22-latek z Majorki zaczął fatalnie. Wygrywający ostatnio wszystkie spotkania pewnie i zdecydowanie Hiszpan grał, jak nie on. Popełniał bardzo dużo błędów i niczym nie potrafił zaskoczyć Nalbandiana. Argentyńczyk nie prezentował nic nadzwyczajnego, ale po prostu nie musiał. Grał nieźle i to wystarczyło, aby wygrać 6:3. Nadal w pierwszym secie wygrał tylko 14 punktów przy swoim podaniu i dwukrotnie został przełamany. Potem było trochę lepiej. Hiszpan zaczął psuć nieco mniej, ale i Nalbandian podwyższył poziom. W efekcie to rozstawiony z czternastką Argentyńczyk zdobył breaka i wyszedł na prowadzenie 3:2, po czym dołożył swój serwis. Po chwili miał kolejne dwie okazje na przełamanie i osiągnięcie przewagi 5:2. Tak się jednak nie stało, a od tego momentu zaczęły się największe emocje nocy. Przy stanie 5:3 tenisista z Ameryki Południowej miał następne okazje – tym razem nie tylko break pointy, ale i piłki meczowe. W sumie cztery, jednak żadnej nie wykorzystał. Hiszpan bronił się wyśmienicie i w końcu wygrał swoje podanie. Nerwy dały o sobie znać i w kolejnym gemie. Argentyńczyk rozpoczął od podwójnego błędu serwisowego. Po kilkudziesięciu sekundach zrobiło się 15:40 i pojawiły się dwa break pointy dla rywala. Nalbandian je zniwelował, a zaraz potem po raz piąty stanął przed szansą zakończenia meczu. Jednak tę okazję też zmarnował i Nadal odrobił stratę breaka, doprowadzając do remisu! W tie breaku wygrał 7:5, a w trzecim secie zmiażdżył zrezygnowanego Nalbandiana, wygrywając z nim do zera.

W końcówce drugiego seta obaj zawodnicy walczyli jak lwy. Zagrywali potężne krosy, biegali do każdej piłki i popisywali się fantastycznymi uderzeniami końcowymi. W decydującej odsłonie mogliśmy oglądać Nadala, jakiego znamy – pewnego siebie i zagrywającego fenomenalne piłki.
 
Rozstawieni z dwójką i trójką, dwaj faworyci imprezy – Roger Federer i Novak Djoković – nie mieli łatwej przeprawy w czwartej rundzie. Najpierw na kort wyszedł Szwajcar i potrzebował trzech setów, aby po raz dwunasty w karierze pokonać Fernando Gonzaleza. W pierwszej partii, jak to już wiele razy bywało, gra była spokojna i wyrównana, ale w końcu faworyt przyspieszył, przełamał przeciwnika i utrzymał przewagę, zwyciężając 6:3. W drugim secie obaj tenisiści zanotowali wysoką skuteczność pierwszego podania. Federer wygrał po nim 12 z 15, a Gonzalez 15 z 17 punktów, więc gra toczyła się zgodnie z regułą własnego serwisu. Jednak w końcówce Szwajcar nieco się rozluźnił, co wykorzystał Chilijczyk i przełamał rywala, wygrywając 7:5 i doprowadzając do remisu. Podrażniony takim obrotem sprawy wicelider światowego rankingu w decydującej odsłonie nie dał przeciwnikowi szans, triumfując 6:2.

Novak Djoković rozpoczął fantastycznie, od prowadzenia 3:0. „Balon”, tak szybko jak się napełnił, tak szybko i pękł, bo po chwili był już remis. Obaj zawodnicy dysponowali groźnym pierwszym i słabym drugim podaniem. Wawrinka miał w całej partii aż sześć okazji na przełamanie, ale do większej liczby breaków nie doszło. W tie breaku 9:7 triumfował Serb. W drugim secie wydawało się, że to Szwajcar od początku dyktował warunki, a Djoković dość często, jak na niego, się mylił. Wawrinka dopiął swego i przełamał przeciwnika, wychodząc na prowadzenie 4:2, jednak Serb w ostatnim momencie, bo przegrywając 3:5, odrobił stratę, a po chwili doprowadził do wyrównania. Losy seta znów rozstrzygnęły się w tie breaku, w którym Wawrinka nie wytrzymał napięcia i przegrał do sześciu.

Mecz Ivana Ljubicicia i Igora Andriejewa można określić mianem bitwy na asy. W całym meczu padło ich 31, z czego 17 ze strony Rosjanina. To on wygrał pierwszą partię 6:4, wykorzystując jedną z sześciu okazji na breaka. W drugim secie obaj zawodnicy mieli więcej szans na odebranie serwisu przeciwnikowi. Chorwat nie wykorzystał czterech, a Andriejew dwóch i doszło do tie breaka, w którym 7:5 triumfował Ljubicić. W decydującym secie Chorwat miał pięć okazji na przełamanie i też żadnej nie zamienił na breaka! W trzynastym gemie wygrał 7:4. Po drodze Ljubicić obronił aż pięć piłek meczowych, a w całym meczu obaj zawodnicy zanotowali niezwykle wysoką skuteczność pierwszego podania – 89% – 84% dla Rosjanina.

Wyniki czwartej rundy:
Rafael Nadal (Hiszpania, 1) – David Nalbandian (Argentyna, 14) 3:6, 7:6(5), 6:0
Roger Federer (Szwajcaria, 2) – Fernando Gonzalez (Chile, 17) 6:3, 5:7, 6:2
Novak Djoković (Serbia, 3) – Stanislas Wawrinka (Szwajcaria, 16) 7:6(7), 7:6(6)
Ivan Ljubicić (Chorwacja) – Igor Andriejew (Rosja, 22) 4:6, 7:6(5), 7:6(4)

Zobacz komplet wyników turnieju męskiego w Indian Wells