Gonzalez drugim finalistą

/ Norbert Hilczer , źródło: austalianopen.com/własne, foto: australianopen.com

Przed dzisiejszym drugim meczem półfinałowym pomiędzy Fernando Gonzalezem (10), a Tommym Haasem (12), chyba nikt z kibiców tenisa nie spodziewał się, że powtórce ulegnie scenariusz z wczorajszego spotkania, w którym to Roger Federer rozgromił Andy’ego Roddicka. Kibice zasiadający na Rod Laver Arena nastawiali się na długie, niezwykle zacięte spotkanie. Prognozowano nawet pojedynek pięciosetowy. Wskazywać mogła na to przede wszystkim bardzo dobra dyspozycja obu zawodników, czy też podobne rozstawienie. "Kortowa" rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak wszelkie założenia. Ale po kolei.

Chilijczyk wyszedł na kort nastawiony niezwykle bojowo, co można było zaobserwować już w pierwszym gemie serwisowym Niemca. Haas przegrał swoje podanie bez walki. Również kolejny gem zakończył się triumfem Gonzaleza do zera. Pierwszy punkt padł łupem Tommy’ego dopiero w trzecim gemie, przy stanie 0-40 dla Latynosa. Kolejne pięć punktów stało się udziałem Niemca, który wygrał ostatecznie tego gema. Wtedy wydawało się, że Haas powrócił z dalekiej podróży i nawiąże walkę z wyżej rozstawionym Chilijczykiem. Okazało się jednak, że to było wszystko, co był w stanie ugrać w pierwszym secie. Kolejne przełamanie podania Haasa nastąpiło w piątym gemie. Set zakończył się po 28 minutach gry, a fantastycznie dysponowany Fernando, nie miał na koncie ani jednego niewymuszonego błędu.

Po nieco ponad godzinie gry było już 2-0 w setach dla popularnego "El Bombardero de La Reina". Niemiec zaczął seta najgorzej jak mógł, oddając gema przy swoim serwisie. Na domiar złego zakończył go podwójnym błędem serwisowym, co nie rokowało dobrze na dalszą część seta. Gonzalez pewnie wygrywał gemy przy swoim podaniu, nie wysilając się zbytnio przy kolejnych gemach serwisowych Niemca. Co więcej, był lepszy w jeszcze jednym gemie serwisowym Haasa i wygrał całą partię do trzech. Zawodnik urodzony w Santiago popełnił w tym secie trzy niewymuszone błędy. Jak się miało później okazać, były to jedyne oddane w ten sposób punkty w całym spotkaniu.

Trzeci set to już kompletna egzekucja Haasa, który modlił się już chyba o jak najszybsze zakończenie pojedynku. Niemiec był pogodzony z porażką, nie zżymał się już nawet na arbitrów, nie miał "pretensji" do swojej rakiety. A tenisista z Ameryki Południowej grał jak natchniony. Dobijał bezradnego Niemca swoimi firmowymi odwrotnymi crossami forehandowymi oraz bardzo dobrze funkcjonującym klasycznym backhandem. Nękał go też passing-shotami, które okazały się idealną bronią na zdesperowanego Haasa, który coraz częściej zapędzał się pod siatkę. Nie miało dla Gonzaleza większego znaczenia czy atak był odpowiednio przygotowany czy też nie. Pędził do każdej piłki, odgrywając praktycznie wszystko nawet te teoretycznie spisanie już na straty piłki. Podobnie jak w pierwszym secie nie popełnił żadnego niewymuszonego błędu. Mecz zakończył po 91 minutach udanym backhandem. W niedzielę podopieczny Larry’ego Stefanki zmierzy się z Federerem. Będzie to jego pierwszy finał w turnieju wielkoszlemowym.

Fakty meczowe:
Gonzalez wygrał 85 punktów, Haas 42.
Gonzalez popełnił trzy niewymuszone błędy i miał 42 bezpośrednio wygrywające piłki, przy 20 wygrywających Niemca i 21 niewymuszonych błędach.
Haas nie miał ani jednej szansy na przełamanie Chilijczyka.
Gonzalez zaserwował dziewięć asów i nie popełnił ani jednego błędu serwisowego.

Półfinał gry pojedynczej mężczyzn:
Fernando Gonzalez (Chile, 10) – Tommy Haas (Niemcy, 12) 6:1, 6:3, 6:1