Chengdu. Pierwszy od 30 miesięcy finał Tomicia

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

– Nie cierpię tenisa, ale muszę grać, bo to najlepsze, co potrafię robić – powiedział na początku obecnego sezonu Bernard Tomic, wówczas 168. zawodnik rankingu ATP. Australijczyk był obrażony na cały świat, ale w końcu wziął się w garść. Odbicie się od dna zajęło mu raptem pół roku. W niedzielę stanie przed szansą na wygranie czwartego turnieju w karierze. 

To wręcz nieprawdopodobne, jak wyboistą drogą podążał Bernard Tomic przez ostatnie miesiące. Sezon 2017 zakończył w Bratysławie, przegrywając w 1/8 finału challengera z Jerzym Janowiczem. Nasz reprezentant wyszedł na tamto spotkanie, pomimo sporych problemów zdrowotnych. Zdawał sobie jednak sprawę, że rywal jest nieobliczalny i różne rzeczy mogą się wydarzyć. Nie pomylił się. Choć z trudem poruszał się po korcie, wygrał bez straty seta.

Najgorsze dla Tomicia nadeszło niedługo później. Urodzony w Stuttgarcie tenisista nie otrzymał ,,dzikiej karty" do Australian Open. Wówczas czara goryczy się przelała. Tomic wyznał, że od gry w eliminacjach woli występ w… reality show. Koniec końców udało mu się pogodzić jedno z drugim, ale nie wyszedł na tym dobrze. Ani w Melbourne, ani w programie rozrywkowym furory nie zrobił. Nie pozwalał jednak o sobie zapomnieć, co chwila częstując dziennikkarzy kontrowersyjnymi wypowiedziami. – Tenis to nie jest łatwe zajęcie. Kiedy byłem młody, grałem, bo uwielbiałem tenis. Teraz to się zmieniło. Nie cierpię tenisa, ale muszę grać, bo to najlepsze, co potrafię robić. Tenis przestał być dla mnie interesujący, odkąd skończyłem 17 lat. Teraz gram wyłącznie dla pieniędzy – brzmiała jedna z nich.

W końcu jednak Australijczyk poszedł po rozum do głowy i zaczął przykładać się do obowiązków. W maju na dobre powrócił do rywalizacji i od tego czasu stara się odbudować utraconą pozycję, która pozwalała na rozstawienie w największych zawodach. Motywacja jest tym większa, że Tomic ma dopiero 25 lat, więc na pewno nie jest za późno, by wrócić na właściwe tory.

Zwłaszcza, jeśli efekty przychodzą tak szybko. Na przełomie sierpnia i września Tomic wygrał challengera, a teraz jest już w finale zawodów głównego cyklu. Zmagania w Chengdu rozpoczął od eliminacji, ale jest dobrze przygotowany pod kątem fizycznym, więc zniósł trudy pięciu rozegranych pojedynków i w półfinale pewnie pokonał 6:4, 6:4 Joao Sousę. Rozstawiony z numerem siedem Portugalczyk ani razu nie zdołał przełamać świetnie serwującego rywala. Tomic zakończył spotkanie z 12 asami na koncie. 

Finałowym rywalem tenisisty z Antypodów będzie Fabio Fognini. Doświadczony tenisista z Italii rozgrywa najlepszy sezon w karierze. W półfinale w Chengdu pokonał 6:7(5), 6:0, 6:3 Taylora Fritza. Było to dla niego już 40. zwycięstwo w obecnym sezonie. Fognini jest jednym z tenisistów, którzy wciąż liczą się w walce o awans do wieńczących sezonów finałów ATP. 250 punktów, które otrzyma triumfator chińskiego turnieju, jest więc dla niego na wagę złota.

 

 

 


Wyniki

Półfinały:
Fabio Fognini (Włochy, 1)  – Taylor Fritz (USA) 6:7(5), 6:0, 6:3
Bernard Tomic (Australia) – Joao Sousa (Portugalia, 7) 6:4, 6:4