Wimbledon: Na poligonie

/ Artur St. Rolak , źródło: Korespondencja z Londynu, foto: AFP

Oglądanie pierwszego półfinału singla mężczyzn nie było zajęciem ani łatwym, ani przyjemnym. 176 minut gry, ale tenisa – poza manewrami ciężkiej artylerii serwisowej – naprawdę niewiele. Tomasz Berdych i przede wszystkim Roger Federer obiecują znacznie więcej.

Najciekawsze, co wydarzyło się jeśli nie w całym meczu, to na pewno w pierwszym secie, miało miejsce podczas rozgrywania trzynastego punktu tiebreaka. Serwował Czilić. Nie trafił, ale sędzia nie wywołał autu. Querrey poprosił więc o challenge i zadowoleniem zobaczył na ekranie, że miał rację.

Wtedy na trybunach, mniej więcej na wprost krzesełka Amerykanina, w rzędzie całkiem blisko kortu, ktoś zasłabł. Sąsiedzi wezwali pomoc i zrobili miejsce dla stewardów w mundurach, którzy pojawili się natychmiast. Po kilku minutach odprowadzili starszą panią do wyjścia, a następnie do punktu medycznego.

W tym czasie zawodnicy poprosili o ręczniki, a sędzia James Keothavong zeszedł ze stołka i ruszył na spacer wzdłuż linii bocznej kortu. Doszedł do Querreya i przez chwilę z nim porozmawiał. Prawdopodobnie uprzedził Amerykanina o tym, co po chwili ogłosił przez mikrofon: – Po sześć, pierwsze podanie.

Chorwat – można tylko przypuszczać, ale wskazuje na to pomiar prędkości (tylko 112 mil na godzinę) – zachował się honorowo i zaserwował tak, jakby nadal była to druga próba. Piłkę wracającą po returnie wyrzucił w aut. Stracił ten punkt, za chwilę następny i tak przegrał pierwszą partię.

Najgorzej miał James Keothavong, bo nie mógł opuścić posterunku. Kibice wychodzili z trybun, aby coś przekąsić lub czegoś się napić, a dziennikarze uciekali do biura prasowego, gdzie mogli pogadać, a zwłaszcza ponarzekać. Najciekawsze były powtórki w zwolnionym tempie – a to latających ręczników, to piłki odchodzącej od rakiety albo reakcji kibiców. Brawo dla kamerzysty, który w loży wypatrzył partnerkę Querreya i innym też pozwolił trochę się pozachwycać jej urodą.

Amerykanin przegrał w czterech setach, chociaż w trzecim i czwartym zdołał przełamać serwis rywala. W najważniejszych momentach Czilić zagrał bardziej starannie i – po raz piąty w ogóle, a trzeci na Wimbledonie – pokonał Querreya. Pierwszy od ośmiu lat Amerykanin w półfinale turnieju Wielkiego Szlema raczej nie wyglądał na zdziwionego.

Artur St. Rolak, Londyn