Rio: cztery godziny maestrii, Murray znów złoty

/ Maciej Pietrasik , źródło: własne, foto:

Odkąd tenis wrócił na Igrzyska Olimpijskie, żadnemu tenisiście nie udało się obronić złota w singlu. Aż do dzisiaj, kiedy po raz drugi z rzędu triumfował Andy Murray. W niezwykłym finale Brytyjczyk pokonał 7:5, 4:6, 6:2, 7:5 Juana Martina Del Potro. Argentyńczyk musi zadowolić się srebrem, ale srebro to ma wyjątkowo słodki smak.

Droga do finału obu tenisistów była zupełnie inna. Juan Martin Del Potro na początek ograł turniejową "jedynkę", Novaka Dżokovicia. W półfinale ofiarą Argentyńczyka padł turniejowy numer trzy – Rafael Nadal. Teraz do kompletu chciał dorzucić drugiego z najwyżej rozstawionych. Murray miał nieco łatwiej. Choć Fabio Fognini i Steve Johnson sprawili mu sporo problemów, to ekspresowy półfinał z Nishikorim był pokazem siły Brytyjczyka, który bronił olimpijskiego złota z Londynu.

W singlu mężczyzn obronić tytułu nie udało się jeszcze nikomu, oczywiście biorąc pod uwagę najnowszą olimpijską historię. I Murray od początku robił wszystko, aby stać się tym pierwszym. Zaczął od dwóch przełamań Del Potro, ale Argentyńczyk wcale nie przegrał pierwszego seta łatwo. Pierwszą stratę odrobił natychmiast, drugą po trzech gemach. W końcówce stracił jednak podanie raz jeszcze i przegrał 5:7.

Przegrana w bardzo zaciętej partii nie podłamała "Wieży z Tandil". Wręcz przeciwnie, tym razem to Del Potro rozpoczął od przełamania. Przewagę utrzymał do końca drugiej odsłony, broniąc po drodze trzech break pointów. Z zamknięciem seta Argentyńczyk miał zresztą problemy, lecz po czwartym setbolu dopiął wreszcie swego. A licznie zgromadzona na korcie centralnym argentyńska publiczność wręcz oszalała.

Po drugiej partii po Del Potro wyraźnie było widać zmęczenie trudami tego spotkania i wszystkich poprzednich. Zapłacił za to w trzecim secie, którego Murray wygrał stosunkowo łatwo. Od stanu 2:2 Brytyjczyk był lepszy w czterech kolejnych gemach i wyszedł na prowadzenie 2-1.

Niektórzy wieścili rychły koniec meczu i pewną wygraną Murraya. Czwarta odsłona dobitnie pokazała, że Del Potro to człowiek, który nigdy się nie poddaje. Znów rozpoczął bombardowanie rywala forhendami, znów wywalczył przełamanie na początku. Tylko tym razem stracił przewagę, scenariusz powtórzył się zresztą raz jeszcze – breakami zakończyły się cztery gemy z rzędu. Jako pierwszy z impasu wyszedł Brytyjczyk, który utrzymał podanie, a Del Potro poprosił o pomoc masażysty.

Ta wyraźnie dodała mu sił. Wygrał trzy gemy z rzędu, wreszcie utrzymując serwis. Zrobiło się 5:3, a Murray musiał natychmiast wziąć się do roboty. Nikt nie miał wątpliwości, że w piątym secie może zdarzyć się wszystko. Ale się nie zdarzyło, bo ostatnie słowo należało do turniejowej "dwójki".

Ostatnie gemy były takie, jak cały mecz. Pełne zwrotów akcji, niewiarygodnych z obu stron i okrzyków kibiców – jeden nawet przeszkodził Murrayowi w akcji i został wyprowadzony przez brazylijskie wojsko – aż szkoda, że triumfator mógł być tylko jeden.

Został nim Brytyjczyk, który przełamał rywala na 5:5 po czwartym break poincie, później sam wyszedł ze stanu 15-40, posyłając dwa asy z rzędu, a na koniec wykorzystał drugą piłkę meczową. Długo wszystko wskazywało zresztą na tiebreaka, bo Del Potro prowadził 40-15. Szanse na piątą partię, a kto wie, może i złoto, miał bardzo duże. Nie wykorzystał ich, ale przed turniejem, a tym bardziej po losowaniu, srebro brałby w ciemno. Brązowy medal otrzymał natomiast Kei Nishikori, który pokonał Rafaela Nadala 6:2, 6:7(1), 6:3.

Za nam igrzyska pełne świetnych historii. Pierwszego w historii złota dla Portoryko, porażek i płaczu faworytów, pierwszego obronionego złota w singlu mężczyzn, historycznego finału Venus Williams w mikście, czy meczu o złoto legendarnej Martiny Hingis. Zakończone zwycięstwem Andy’ego Murraya 7:5, 4:6, 6:2, 7:5 po fenomenalnym pojedynku, który trwał równo cztery godziny. Do szczęścia zabrakło tylko lepszego występu Polaków…


Wyniki

Finał singla:
Andy Murray (Wielka Brytania, 2) – Juan Martin Del Potro (Argentyna) 7:5, 4:6, 6:2, 7:5