Roland Garros: przystanek na drodze do historii

/ Antoni Cichy , źródło: własne, foto: AFP

Novak Dżoković czy Andy Murray? Andy Murray czy Novak Dżoković. Jeden z nich w niedzielę po raz pierwszy zostanie królem Paryża. Dla Serba Roland Garros ma być tylko etapem wielkiego dzieła, które chciałby zwieńczyć 11 września.

Ostatnim tenisistą, który wygrywał w Melbourne, Paryżu, Londynie i Nowym Jorku w ciągu ośmiu miesięcy był Rod Laver. To zamierzchłe czasy – rok 1969, pierwszy pełny sezon w erze open. Od dwóch lat na klasycznego Wielkiego Szlema poluje Dżoković. W poprzednim roku wygrywał wszędzie, tylko nie w Paryżu. Tytułu na kortach Rolanda Garros brakuje mu też, by skompletować karierowego Wielkiego Szlema jako czwarty tenisista w erze open, a ósmy w ogóle.

Dwanaście miesięcy temu Serb w finale za rywala też nie miał Rafaela Nadala, a i to nie wystarczyło do triumfu. W tym roku historia na razie się powtarza. Dżoković podobnie jak w 2015 triumfował w Australian Open, gdzie w meczu o tytuł pokonał Andy’ego Murraya. Z Brytyjczykiem w finałach turniejów wielkoszlemowych spotyka się coraz częściej, bo to właśnie oni znów rozstrzygną między sobą o losach mistrzostwa. Szkot w półfinale wyeliminował ubiegłorocznego pogromcę Dżokovicia Stana Wawrinkę i po raz pierwszy zameldował się w finale Roland Garros.

""
Andy Murray po awansie do finału Roland Garros (Fot. AFP)

W erze open częściej niż Serb z Brytyjczykiem w finałach turniejów Wielkiego Szlema konfrontowali się tylko Roger Federer i Rafael Nadal. Do serbsko-brytyjskiego spotkania dochodzi po raz siódmy. Statystyki, na którąkolwiek nie spojrzeć, wskazują na lidera rankingu ATP. Wygrał 4 z 6 dotychczasowych potyczek finałowych, był lepszy w 12 z ostatnich 14 spotkań z Murrayem, bilans bezpośrednich starć też ma korzystniejszy – 23 do 10. – Jest jednym z najbardziej oddanych tenisowi graczy w tourze. Zawsze szuka czegoś, co można poprawić w grze, żeby stać się lepszym. To miłe, że nasza rywalizacja rozszerzyła się przez lata – komplementował rywala serbski mistrz.

Murray nie byłby Murrayem, gdyby w niedzielę nie pokusił się o niespodziankę. Od roku Szkot to całkiem inny tenisista na kortach ziemnych, co udokumentował tegorocznym Roland Garros, ale przecież już w ubiegłym sezonie zwyciężał w rozgrywkach Masters 1000 w Madrycie. Wcześniej też dochodził daleko, nawet do półfinału French Open, ale za czasów współpracy z Amelie Mauresmo wykonał krok, który pozwolił mu sięgać po tytułu na mączce. Faworytem finału mimo tego nie jest, bo po drugiej stronie siatki stanie maszyna. W półfinale Dżoković postraszył, rozbijając Dominika Thiema. Jedynego seta stracił w spotkaniu z Roberto Bautistą Agutem i to tego dnia, kiedy z Roland Garros odpadły Agnieszka Radwańska czy Simona Halep, w warunkach iści koszmarnych.

""
Novak Dżoković i Andy Murray po finale turnieju w Rzymie (Fot. AFP)

Droga Brytyjczyka do finału była znacznie dłuższa, wiodła przez dwa niespodziewanie trudne boje z rywalami, którzy teoretycznie takie oporu stawiać nie powinni. Już w pierwszej rundzie był jedną nogą za burtą, kiedy przegrywał 0-2 w setach z Radkiem Stepankiem. Czecha od wygranej dzieliły nawet dwa punkty. W drugiej rundzie Murray też zgubił dwa sety, a w całym turnieju na razie sześć. Wie jednak, jak na mączce pokonywać Dżokovicia. Do Paryża przyjechał właśnie po triumfie w Rzymie, gdzie w dniu urodzin sięgnął po tytuł, ogrywając lidera światowego rankingu. Ale tydzień wcześniej w Madrycie górą był Serb.

Od 2012 roku Murray nie zwyciężał Dżokovicia częściej niż raz na sezon. Cztery lata temu dokonał tego trzykrotnie, a jedno z trzech zwycięstw przyszło w finale US Open, pierwszym wygranym wielkoszlemowym. Który w niedzielę nie wzniósłby pucharu za triumf w Roland Garros, uczci jubileusz. Dla Szkota to dziesiąty finał turnieju wielkoszlemowego, dla lidera rankingu ATP dwudziesty. Brytyjczyk, jeśli przegra, straci „tylko” tytuł; Serb szansę, by 11 września tego roku zapisać się na stałe w historii tenisa. Znów będzie musiał czekać rok.