Toronto: 120. finał Federera

/ Krzysztof Sawala , źródło: własne, foto: AFP

Roger Federer i Jo-Wilfried Tsonga zmierzą się w niedzielę o triumf w Rogers Cup w Toronto. W półfinałach Szwajcar bez straty seta ograł Feliciano Lopeza, a Francuz poradził sobie z Grigorem Dimitrowem.

Choć w spotkaniu z Hiszpanem trudno mówić o pogromie, to dominacja Szwajcara właściwie nie podlegała dyskusji ani przez chwilę. Bo nawet jeśli wynik nie brzmi dla Lopeza dramatycznie, to walkę o przełamania kibice zgromadzeni na korcie centralnym w Toronto oglądali tylko przy serwisie leworęcznego zawodnika z Toledo. Federer przez całe spotkanie nie musiał bronić ani jednego break pointa, ani razu też Lopez nie doprowadził w tym meczu choćby do równowagi.

O losach obu setów zdecydowało po jednym przełamaniu. Lopez, w arsenale którego atutem w starciu z mistrzem z Bazylei mógł być wskazywany w zasadzie tylko serwis, od początku pojedynku przeplatał dobre podania z podwójnymi błędami. Aż cztery popełnił w ciągu pierwszych dwóch gemów, a na dodatek bardzo zawodziła Hiszpana skuteczność pierwszego serwisu. Kluczowy moment otwierającej partii nadszedł już w czwartym gemie, kiedy Lopez obronił aż sześć break pointów, ale za siódmym nie zdołał oddalić zagrożenia. Po 11-minutowym gemie Federer wyszedł na prowadzenie 3:1 i przewagi już do końca seta nie oddał.

W drugiej odsłonie break przyszedł jeszcze szybciej, bo już w pierwszym gemie, który będzie się śnił po nocach młodszemu z tenisistów. Lopez prowadził w gemie, ale popełnił dwa kolejne podwójne błędy, a przy przewadze Szwajcara wyrzucił w aut forhendową „wystawkę” spod samej siatki, mając cały kort pusty. Podobnie jak w pierwszym secie Federer bardzo uważnie pilnował swojego podania do końca partii, co dało mu upragniony awans do finału.

W nim na Federera czeka starcie z Jo-Wilfriedem Tsonga, z którym Szwajcar ma bilans 11 zwycięstw i czterech porażek. Francuz przeżywa jednak w Toronto swoisty renesans formy, która w ostatnich miesiącach raczej imponować nie mogła. W Kanadzie jednak Tsonga notuje całą serię świetnych spotkań, która rozpoczęła się od rozgromienia Novaka Djokovicia 6:2 6:2, a później została kontynuowana w ćwierćfinale z Andy Murrayem.

Dimitrow, którego awans do najlepszej czwórki można było okrzyknąć cudem po tym, w jaki kuriozalny sposób jego ćwierćfinałowy rywal Kevin Anderson zmarnował piłki meczowe, liczył na zdobycie miejsca w swoim pierwszym finale turnieju z cyklu Masters. Tsonga od początku pokazywał jednak, że poprzednie mecze nie były przypadkiem. Starał się ryzykować, grać bardzo agresywnie, szczególnie przy drugim serwisie Bułgara. Przełamanie w pierwszym secie nastąpiło w dziewiątym gemie, ale w kolejnym, przy stanie 5:4 dla Francuza, Dimitrow miał aż cztery okazje na odrobienie strat. Gracz pochodzący z Le Mans wszystkie te szanse oddalił za sprawą skutecznych pierwszych serwisów, przy żadnym z nich nie pozwalając Bułgarowi na wprowadzenie piłki do gry.

Druga odsłona przyniosła już mniej emocji. Tsonga szybko przełamał rywala i wyszedł na prowadzenie 3:1. Coraz bardziej zrezygnowany Dimitrow stracił swój serwis raz jeszcze w dziewiątym gemie i przegrał 3:6.

Niedzielny finał będzie dokładnie 120. finałem turnieju z cyklu ATP dla Rogera Federera, w którym poszuka już 80. triumfu, 22. w imprezach z cyklu Masters. Jeżeli Szwajcar wygra będzie pierwszym zawodnikiem w historii tenisa, który zanotuje 300 wygranych spotkań w turniejach tej kategorii. Tsonga osiągnął w Toronto dopiero trzeci finał „Mastersa” w karierze. W 2008 roku w paryskiej hali Bercy zwyciężył, pokonując Davida Nalbandiana. W 2011 roku, także w Paryżu, mecz o tytuł przegrał. Lepszy od niego okazał się… Roger Federer.


Wyniki

Półfinały singla:

Roger Federer (Szwajcaria, 2) – Feliciano Lopez (Hiszpania) 6:3, 6:4
Jo-Wilfried Tsonga (Francja, 13) – Grigor Dimitrow (Bułgaria, 7) 6:4, 6:3