Australian Open: ostatni akt w Melbourne

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: , foto: AFP

Przed nami ostatni akt tegorocznego Australian Open. W finale mężczyzn zmierzą się Rafael Nadal i Stanislas Wawrinka. Faworyt jest jeden, ale we wtorek podczas ćwierćfinału faworyt też był tylko jeden…

Stanislas Wawrinka zasłużył na ten finał. Gra fantastyczny, piękny dla oka tenis, którym zachwyca się wielu kibiców. Jego jednoręczny bekhend robi naprawdę ogromne wrażenie. A przy tym wszystkim prezentuje znakomitą, godną prawdziwego sportowca postawę. Trafił na czasy Nadala, Djokovicia, Murraya i jeszcze do niedawna Federera – zawodników, którzy sporadycznie dopuszczają do decydujących o tytuły spotkań kogoś spoza swojego grona. Już rok temu Wawrinka miał papiery na pokonanie Novaka Djokovicia. Było bardzo blisko, ale ostatecznie triumfował Serb. Teraz niczego już nie zabrakło i to Szwajcar pomknął dalej, docierając do samego finału. Brawo!

Obecność w nim Rafaela Nadala to norma. Od powrotu po poważnej kontuzji kolana gra znowu znakomicie. Wygrywa niemal wszystko i mało kto jest mu w stanie zagrozić. Wydawało się, że najmocniejszy od kilku miesięcy Federer będzie w stanie chociaż przestraszyć nieco Hiszpana, tymczasem nie zdołał wygrać nawet seta. Co może Wawrinka?

Przede wszystkim, Szwajcar nie ma nic do stracenia. Zrobił więcej, niż chyba przed turniejem sam oczekiwał. Nie dość, że dotarł do finału, to po drodze pokonał Novaka Djokovicia. On już jest zwycięzcą. Czy stać go na rozegranie drugiego tak znakomitego pojedynku jak ten z Serbem? Nawet jeśli, to i tak może nie okazać się to wystarczające. To powinien być dobry, bogaty w efektowne wymiany pojedynek. Pojedynek do pewnego stopnia wyrównany, ale mimo wielkiego podziwu dla Wawrinki, wydaje się, że Nadal będzie ten mecz kontrolował i w najważniejszych momentach raczej będzie górą. Chociaż naprawdę chciałbym się mylić.