Wimbledon: druga szansa Murraya

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: własne/wimbledon.org, foto: AFP

Drugi raz Andy Murray jest jeden mecz od uradowania całej Wielkiej Brytanii. Rok temu marzenia o tytule Szkota przerwał Roger Federer. Teraz łatwiej nie będzie, bo po drugiej stronie siatki pojawi się Novak Djoković.

Za nami szalony Wimbledon, w którym działy się przedziwne rzeczy. Summa summarum w finale zagra jednak dwóch najlepszych obecnie tenisistów świata – turniejowa „jedynka” z turniejową „dwójką” – tu sensacji nie ma. Nie wiem, czy ostatni mecz przebije półfinałową konfrontację Djokovicia z Del Potro. Pod względem emocji może i tak, ale poziom tenisa, jaki zaprezentowali Serb z Argentyńczykiem będzie ciężki do powtórzenia.

Pięknych i szalonych zagrań na pewno jednak nie zabraknie. Ścisła światowa czołówka przyzwyczaiła nas do tego, że gdy rywalizuje między sobą, stwarza zazwyczaj kapitalne widowiska. Faworytem pojedynku będzie Djoković. Nieznacznym, ale jednak. I nieważne, że dwa dni temu robił co i rusz duże oczy z trudem łapiąc oddech po morderczych wymianach z Del Potro. Fizjoterapeuci na pewno przygotują go do finału. Trudno jednak przypuszczać, aby spotkanie rozstrzygnęło się w trzech setach. Gemy mogą być długie, wymian sporo a i bliskich spotkań z londyńską trawą pewnie kilka zobaczymy. Cztery godziny należy rezerwować. Co najmniej.

Andy Murray ma trudniejsze zadanie. Musi nie tylko zmierzyć się z zawsze groźnym Novakiem Djokoviciem, ale i presją, jaka zawsze towarzyszy jego występom na Wimbledonie. Nie ma chyba kibica, który by nie pamiętał, w którym roku ostatni Brytyjczyk wygrał ten turniej. W końcu na przełomie czerwca i lipca przypomina się o tym na okrągło.

Panowie grali ze sobą 18 razy. Znają się doskonale. To już nie jest tak, jak kiedyś, że Murray nie umie wygrywać z najlepszymi w najważniejszych spotkaniach sezonu. Co więcej, Szkot rok temu już na londyńskiej trawie wygrał z Djokoviciem – w półfinale Igrzysk Olimpijskich. Potem pokonał go w finale US Open, zgarniając pierwszy tytuł wielkoszlemowy. W kończącym sezon turnieju w Londynie (znowu) i tegorocznym Australian Open lepszy był już jednak Serb.

Sprawa jest otwarta. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w niedzielę będziemy świadkami kolejnego meczu, który zostanie zapamiętany na długo. W końcu nie zagrają w nim Marion Bartoli z Sabine Lisicki…