Pokonany Federer!

/ Michał Jaśniewicz , źródło: pacificlifeopen.com/własne, foto: pacificlifeopen.com

Wczorajszego popołudnia (po godzinie 24 w Polsce) na kortach w Indian
Wells doszło do największej tenisowej sensacji tego roku. Niepokonany
od czterdziestu jeden spotkań, Roger Federer znalazł pogromcę już w
drugiej rundzie turnieju z cyklu Masters Series (w pierwszej miał wolny
losy). Co więcej okazał się nim „lucky loser”, Guillermo Canas!

Argentyńczyk to jednak w żadnym razie nie jakiś „przypadkowy
tenisista”. We wrześniu ubiegłego roku powrócił on po
piętnastomiesięcznej absencji spowodowanej dyskwalifikacją za
stosowanie niedopuszczalnych środków. Jest to powrót w wielkim stylu.
Canas przed turniejem w Kalifornii miał imponujący bilans tegorocznych
spotkań. Wygrał trzynaście meczów, przegrywając zaledwie dwa. W połowie
lutego triumfował w brazylijskim Costa Do Sauipe, pokonując w finale
Juana Carlosa Ferrero i był to jego siódmy wygrany tytuł w karierze.
Również w lutym pokonał Davida Nalbandiana i to w Argentynie (w Buenos
Aires).

Wczoraj Canas grał po raz trzeci w karierze z Federerem. Przed dwoma
laty przegrał właśnie w Indian Wells (3:6, 1:6), ale za to w 2002
pokonał Szwajcara w Montrealu (7:6, 7:5).

Guillermo rozpoczął mecz bardzo dobrze, szybko zdobył przewagę breaka,
ale Federer zdołał stratę odrobić. Przy stanie 5:4 i serwisie Canasa,
Szwajcar nie wykorzystał dwóch piłek setowych! Kosztowało go to
niezwykle dużo, gdyż w jedenastym gemie to sensacyjnie on stracił
własne podanie, a następnie nie zdołał odrobić już straty, przegrywając
5:7. Po tym secie Federer poprosił o interwencje trainera, gdyż
dokuczały mu pęcherze na stopach. Ta miała zresztą miejsce dwukrotnie,
gdyż w przerwie między setami, jak i również po trzecim gemie drugiej
partii. Właśnie w tym trzecim gemie stracił własne podanie. Szwajcarski
mistrz z piłki na piłkę grał coraz słabiej, popełniając całą masę
niewymuszonych błędów. W całym secie nie miał nawet jednej okazji na
odrobienie breaka, a w siódmym gemie po raz drugi stracił własne
podanie i było już po meczu. Guillermo Canas po godzinie oraz
czterdziestu pięciu minutach triumfował 7:5, 6:2.

Argentyńczyk jest pierwszym tenisistą o 1996 roku, który jako „lucky
loser” pokonał gracza numer jeden na świecie. Dwanaście lat temu Sandon
Stolle ograł w Dubaju Thomasa Mustera.

„Jest to mój pierwszy turniej Masters Series odkąd wróciłem na korty i
pokonanie numeru jeden na świecie oraz gra taka jaką zaprezentowałem
jest dla mnie wspaniałe. Daje mi to wiele pewności siebie w dążeniu do
celu jaki postawiłem sobie w tym roku: zakończenie sezonu w pierwszej
dwudziestce rankingu,” powiedział po meczu Canas, który w trzeciej
rundzie turnieju zagra z Carlosem Moyą.

Wczorajsza porażka Szwajcara zastopowała kilka imponujących serii.
Przede wszystkim była pierwszą od sierpnia zeszłego roku, kiedy to
Federer przegrał w drugiej rundzie Cincinnati  z Andy Murrayam. Od
tego czasu wygrał czterdzieści jeden kolejnych meczów. Gdyby Roger
triumfował w Indian Wells wyprzedziłby rekordzistę ery open, Guillermo
Vilasa, który wygrał czterdzieści sześć spotkań z rzędu.  

Federer ponadto wygrywał turniej India Wells w ostatnich trzech latach,
co również stanowiło rekord, a w osiemnastu kolejnych zwycięskich
meczach w Kalifornii stracił zaledwie dwa sety!

„On grał bardzo dobrze. Ja straciłem swoją szansę i później zapłaciłem
za to. Myślę, że on grał bardzo dobrze i ponadto nie wydaje mi się
żebym ja grał źle. Jest więc ok,” powiedział z charakterystycznym dla
siebie spokojem Federer.

Wynik II rundy:
Guillermo Canas (Argentyna) – Roger Federer (Szwajcaria, 1) 7:5, 6:2