Australian Open: kto wygra pojedynek tytanów?

/ Krzysztof Domaradzki , źródło: własne, foto: AFP

Novak Djoković i Andy Murray udowodnili w trakcie tegorocznego Australian Open, że są obecnie najlepszymi tenisistami na świecie. Jutro ci dwaj 25-latkowie zagrają o pierwszy wielkoszlemowy tytuł w sezonie. Obaj mają szansę przejść do historii.

Na długo przed rozpoczęciem zmagań w Melbourne nazwiska Serba i Szkota pojawiały się najczęściej, kiedy wymieniano faworytów do triumfu w Australian Open. Znacznie więcej szans dawano Djokoviciowi, który zwyciężał na australijskiej ziemi już trzykrotnie – najlepszy był w 2008 roku, a także w dwóch poprzednich edycjach zawodów. Murray w Melbourne po triumf jeszcze nie sięgnął, ale dwa razy pojawiał się w finale zawodów – w latach 2010-2011. Jutro do gry przystąpi w roli pretendenta, który spróbuje zepchnąć króla z tronu.

Serb rozpoczął tegoroczną rywalizację w Melbourne znakomicie, pewnie zwyciężając w pierwszych trzech pojedynkach. Ale w 4. rundzie turnieju napotkał niespodziewaną przeszkodę. Był nią Stanislas Wawrinka, który przeciwko liderowi światowego rankingu rozegrał jeden z najlepszych meczów w karierze. Djoković zwyciężył dopiero po pięciosetowej, trwającej ponad pięć godzin batalii (ostatnia partia zakończyła się wynikiem 12:10). Jak się potem okazało, była to najcięższa przeprawa Serba w tegorocznym turnieju. W ćwierćfinale bardzo pewnie pokonał Tomasa Berdycha, mimo że przegrał drugiego seta, a w półfinale w niespełna półtorej godziny rozbił Davida Ferrera.

Droga Murraya do finału różniła się diametralnie. Szkot oporu nie napotykał wcale, płynnie wskakując na kolejne szczeble rywalizacji. Poważna rywalizacja zaczęła się dla niego dopiero w półfinale, kiedy to stoczył zacięty i stojący na bardzo wysokim poziomie bój z Rogerem Federerem. Murray przeważał przez większość spotkania, grał agresywniej i znakomicie serwował (zaliczył aż 21 asów), ale Szwajcar doskonale radził sobie w kluczowych momentach setów, dzięki czemu udało mu się zwyciężyć w tiebreakach drugiej i czwartej partii. Decydująca odsłona gry była jednak popisem Szkota, który zwyciężył 6:2 i po raz pierwszy w karierze pokonał Federera w imprezie wielkoszlemowej.

Wydaje się mało prawdopodobne, by fakt, że Brytyjczyk rozegrał bardzo wymagający półfinał i odpoczywał przed finałem o jeden dzień krócej, mógł wpłynąć na przebieg decydującego pojedynku; obaj tenisiści słyną bowiem z doskonałego przygotowania fizycznego. Wpływu na rywalizację nie powinny mieć także warunki atmosferyczne: w Melbourne zapowiada się niezbyt upalny dzień, a zatem wieczorem zawodnicy mogą liczyć na sprzyjającą, dobrą dla tenisa aurę. Ogromne znaczenie może mieć natomiast wspomnienie ich ostatniego wielkoszlemowego starcia, w którym to lepszy okazał się Murray.

Szkot do tej pory z Serbem częściej przegrywał (ich bilans to 10-7 dla Djokovicia; pełne zestawienie ich meczów znajduje się tutaj), ale zwyciężył w najważniejszym pojedynku, jaki rozegrali w poprzednim roku, czyli w finale US Open. Murray sięgnął wówczas po pierwszy wielkoszlemowy tytuł w karierze, przełamując serię porażek w decydujących starciach. To zwycięstwo, podobnie jak odniesiony kilka tygodni wcześniej triumf na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, pozwoliły Brytyjczykowi nabrać ogromnej pewności siebie. Pewności, której przez lata mu brakowało i przez którą nie potrafił sięgać po najwyższe cele. Dzięki niej podopieczny Ivana Lendla stanie jutro przed szansą na to, by zostać pierwszym graczem w erze open, który po zdobyciu debiutanckiego tytułu wielkoszlemowego przy następnej okazji sięgnie po kolejny.

Pomimo imponującego postępu Murraya faworytem finału będzie jednak Djoković. Za Serbem przemawia i pozycja rankingowa, i doświadczenie w wielkoszlemowych finałach (wygrał 5 z 9, podczas gdy Szkot tylko 1 z 5), i stadion, na którym jutrzejszy finał zostanie rozegrany. Rod Laver Arena jest bowiem jednym z ulubionych miejsc Djokovicia, o czym mogliśmy przekonać się w poprzednich latach. Serb w Australian Open jest niepokonany od 20 meczów (ostatniej porażki doznał w 2010 r.). Jeżeli jutro wygra, stanie się pierwszym graczem w erze open, który zwycięży w australijskim turnieju trzy razy z rzędu. Ponadto stoi przed szansą na wyrównanie rekordu czterech turniejowych zwycięstw, który obecnie dzielą Federer i Andre Agassi. Słowem: triumf w Melbourne sprawi, że stanie się najbardziej utytułowanym zawodnikiem, jaki po 1968 roku gościł na kortach w Melbourne.

Finałowy pojedynek pomiędzy Djokoviciem i Murrayem, który wyłoni mistrza tegorocznego Australian Open, rozpocznie się o 9.30. Już teraz zapraszamy na relację tekstową z meczu na stronie Tenisklub.pl.