Australian Open: show na Hisense Arena

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: australianopen.org/własne, foto: AFP

Takie mecze na takim poziomie raczej się nie zdarzają. Stawka, jaką była najlepsza szesnastka, nie przeszkodziła Andy’emu Murrayowi i Michaelowi Llodrze w stworzeniu wielkiego show na zakończenie dnia. W pełnym popisowych akcji pojedynku Szkot pewnie pokonał Francuza 6:4, 6:2, 6:0, ale mimo wyraźnej przewagi faworyta nikt nie uzna tego spotkanie za nudne. Powody do ogromnej radości mają Australijczycy. Lleyton Hewitt ograł groźnego Milosa Raonicia i w poniedziałek stanie oko w oko z Novakiem Djokoviciem.

Sensacji nie było. Niespodzianki już tak. Michaił Kukuszkin wyrasta na „czarnego konia” australijskiej imprezy. Najpierw pokonał po zaciętym meczu Viktora Troickiego, a teraz znów po pięciosetowej batalii wyrzucił z turnieju Gaela Monfilsa. Za dwa dni zadanie będzie miał jednak już ekstremalnie trudne, bo po drugiej stronie siatki stanie Andy Murray. Kukuszkin startuje w wielkoszlemowym turnieju dopiero po raz szósty i – nie trudno zgadnąć – jest to jego najlepszy rezultat. W potyczce z Monfilsem przez bardzo długi czas dominował 24-letni Kazach, który objął prowadzenie 2-0 w setach. Co więcej, w trzecim przełamał rywala przy stanie 4:4 i serwował, aby awansować do 1/8 finału. Brak doświadczenia, nerwy i świadomość tak ogromnej szansy sprawiła, że przegrał trzy kolejne gemy i całą partię. Przegrał też następną i doszło do emocjonującej końcówki. W decydującym secie obaj zawodnicy znów grali na swoim optymalnym poziomie, tworząc ładne widowisko. I tym razem finiszu nie wytrzymał Monfils. W dziesiątym gemie popełnił dwa podwójne błędy serwisowe (w tym jeden przy piłce meczowej) i przegrał spotkanie.

Można było przypuszczać, że rozstawiony z dziewiątką Janko Tipsarević okaże się nieco bardziej wymagającym przeciwnikiem dla Richarda Gasqueta. Tymczasem Francuz rozprawił się z Serbem w trzech szybkich setach, oddając przeciwnikowi siedem gemów i będąc lepszym niemal w każdym elemencie gry, a przede wszystkim w liczbie niewymuszonych błędów, których zrobił 8 przy aż 33 Tipsarevicia.

Wciąż w grze jest Lleyton Hewitt, chociaż faworytem dzisiejszego pojedynku z Milosem Raoniciem na pewno nie był. Młody, wysoki i obdarzony potężnym serwisem Kanadyjczyk, o którym świat na dobre usłyszał w zeszłym roku, lepszy był tylko w pierwszej partii, wygrywając 6:4. W dalszej części meczu Hewitt zaczął sobie radzić z Raoniciem. Mimo 23 asów Kanadyjczyka i 58 uderzeń kończących, Australijczyk znalazł sposób na trzykrotne przełamanie rywala w całym meczu. Raonic trochę przy tym pomagał, bo popełnił dziś aż 54 niewymuszone błędy. Hewitt tylko 27, co było jego ogromną przewagą. – To jak stawanie twarzą w twarz z Brettem Lee [jeden z najszybciej na świecie rzucających krykiecistów – przyp. red. ] – mówił o serwisie Raonicia Hewitt. – Jesteś bombardowany, ale nie możesz o tym myśleć i musisz po prostu walczyć o następny punkt. 6:3, 7:6(5), 6:3 – takim wynikiem zakończyły się trzy następne partie i Australia oszalała. Jednak w czwartej rundzie ich ostatnia dwójka reprezentantów będzie już miała ekstremalnie trudne zadanie. Najpierw – w dzisiejszej sesji wieczornej (poniedziałek 9 rano polskiego czasu) Bernard Tomic zagra z Rogerem Federerem. Dzień później (zapewne również w sesji wieczornej) Hewitt będzie walczył z Novakiem Djokoviciem.

A Serb wiele sił w sobotnim pojedynku nie stracił. Podobnie jak nie stracił wiele gemów – dokładnie… dwa. Nole rządził na korcie niepodzielnie, a Nicolas Mahut nie potrafił w żaden sposób mu się przeciwstawić. Cały pojedynek trwał… godzinę i czternaście minut, co biorąc pod uwagę fazę turnieju, jego wielkoszlemową rangę i zasady (mecz do trzech wygranych setów), jest wyczynem zupełnie niespotykanym.

Pewny awans do najlepszej szesnastki wywalczył również Jo-Wilfried Tsonga. W każdym z trzech setów oddał Fredericowi Gilowi, który w swoim czternastym starcie w turnieju wielkoszlemowym po raz drugi przeszedł… pierwszą rundę, po dwa gemy. Portugalczyk osiągnął swój najlepszy wynik w imprezie tej rangi, bo drugi występ, w którym przebrnął pierwszą fazę turnieju, zakończył na następnym pojedynku, a było to rok temu, w Melbourne właśnie. Dziś, tak zaaferowany tym, że ustanowił swój rekord, nie zorientował się, że… zakończył się pojedynek. Po ostatniej piłce Gil, jak gdyby nigdy nic, wytarł twarz ręcznikiem i miał ochotę rozgrywać kolejny punkt. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że kolejnego punktu już nie będzie.

Najpiękniejsze widowisko miało miejsca w wieczornej sesji na Hisense Arena. Chociaż wynik bardziej niż emocje sugeruje nudę (Andy Murray – Michael Llodra 6:4, 6:2, 6:0), kibice, którzy mieli przyjemność oglądać to spotkanie bawili się na nim znakomicie. – Takie mecze w turniejach wielkoszlemowych się nie zdarzają. Cieszę się, że przyszliście popatrzeć na to spotkanie no i w dodatku… zapłaciliście za bilety – żartował po spotkaniu Andy Murray, odnosząc się do tego, że więcej było w grze popisów znanych z turniejów pokazowych niż zaciętej walki charakterystycznej dla trzeciej rundy turnieju wielkoszlemowego. W pierwszej fazie pojedynku, kiedy w zasadzie wszystko było jeszcze możliwe, obaj panowie byli maksymalnie skoncentrowani. Llodra szybko jedno stracił podanie i mimo pięciu okazji na to, aby stratę odrobić, przegrał 4:6. W drugim secie znowu dał się przełamać już na samym początku, potem raz jeszcze i… się rozluźnił, co zapoczątkowało lawinę popisowych akcji. Wyjątkowy okazał się ósmy gem, gdy Murray prowadził 5:2, w którym zawodnicy rozegrali trzy niesamowite wymiany. Najpiękniejsza była pierwsza, kiedy Llodra znakomitym skrótem ściągnął Szkota do siatki. Piłka odbiła się ta blisko i spadła poniżej poziomu taśmy, że jedynym sposobem było odegranie jej wzdłuż siatki. Francuz już czekał na piłkę i czekał tak długo, aż będzie mógł ją odbić obok słupka, fundując kibicom efektowne wykończenie punktu. Seta Murray zakończył wolejem, po którym padł na plecy. Przelobowany Llodra odbił piłkę między nogami na ciało rywala. Szkot zasłaniając się nieco, ustawił idealnie rakietę, zagrał z powietrza i w efektowny sposób padł na kort, robiąc fikołka. Wędrujący w stronę swojego krzesełka Francuz żartobliwie cisnął w Murraya ręcznikiem. W decydującej partii popisowych akcji również nie brakowało. Kompletnie rozluźniony Llodra nie wygrał gema, ale zdobył serca kibiców.

 


Wyniki

Trzecia runda singla:
Novak Djoković (Serbia, 1) – Nicolas Mahut (Francja) 6:0, 6:1, 6:1
Lleyton Hewitt (Australia) – Milos Raonic (Australia) 4:6, 6:3, 7:6(5), 6:3
Richard Gasquet (Francja, 17) – Janko Tipsarević (Serbia, 17) 6:3, 6:3, 6:1
David Ferrer (Hiszpania, 5) – Juan Ignacio Chela (Argentyna) 7:5, 6:2, 6:1
Andy Murray (Wielka Brytania, 4) – Michael Llodra (Francja) 6:4, 6:2, 6:0
Michaił Kukuszkin (Kazachstan) – Gael Monfils (Francja, 14) 6:2, 7:5, 5:7, 1:6, 6:4
Kei Nishikori (Japonia, 24) – Julien Benneteau (Francja) 4:6, 7:6(3), 7:6(4), 6:3
Jo-Wilfried Tsonga (Francja, 6) – Frederico Gil (Portugalia) 6:2, 6:2, 6:2