Finał nie z tej ziemi! Djoković królem Nowego Jorku!

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: usopen.org, foto: AFP

Kosmiczny finał US Open 2011 zakończył się szóstą z rzędu wygraną Novaka Djokovicia nad Rafaelem Nadalem i trzecim w tym sezonie wielkoszlemowym tytułem Serba. Nadzwyczajny „Nole” wygrał 6:2, 6:4, 6:7(3), 6:1. Kto nie widział, niech żałuje!

Ciężko opisać słowami to, czego dokonywali w finale US Open Novak Djoković i Rafael Nadal. To po prostu trzeba było zobaczyć! Obaj zawodnicy wznieśli się nie niebotyczny poziom, prowadząc przez ponad trzy godziny takie wymiany, że na trybunach Arthura Ashe’a było głośniej niż podczas koncertu Metallici, a jedyną reakcją, jaką dało się z siebie wydobyć było kręcenie głową, niedowierzając, że w tenisa można tak grać!

Od samego początku był szał. Panowie nie bawili się w spokojne wchodzenie w mecz, tylko natychmiast przeszli do ataku. Po kilku minutach Nadal prowadził 2:0, ale potem tenisowy festiwal rozpoczął Djoković. Ganiał rywala z lewa na prawo w takim tempie, że Hiszpan nie miał chwili, aby przejąć inicjatywę. A gdy Serb postanowił pozwolić Rafie na rozgrywanie akcji, był do bólu konsekwentny, dokładny i cierpliwy, aż w końcu Nadal się mylił. Efekt był taki, że sześć kolejnych gemów i całego seta wygrał Djoković.

Już pierwsza partia była znakomita. Ale to, co tenisiści robili w drugiej i trzeciej, nie mieści się w głowie. Co i rusz wdawali się w niesamowite, długie, potężne i pełne popisowych zagrań wymiany, wyśmienicie wykorzystując w nich geometrię kortu. Djoković szalał strzałami z forhendu i bekhendu raz po linii, raz po krosie, a Nadal – choć znany z genialnej gry w obronie – tego dnia w defensywie przechodził samego siebie. Dokonywał cudów, dopadając do piłek, do których dopaść nie miał prawa. Ba, mało tego, odgrywał je z jeszcze większą mocą i z ogromną precyzją tak, że Serb musiał wspiąć się na wyżyny, aby wygrać punkt. Kibice na trybunach nie wytrzymywali. O ciszy i spokoju w trakcie akcji nie było mowy. Stadion szalał bardziej niż na meczach piłkarskich. Gdy wydawało się, że punkt jest skończony, piłka jakimś cudem wracała na drugą stronę i gra toczyła się dalej. Było wszystko – genialne skróty Djokovicia, potężne smecze, które obaj zawodnicy potrafili jakimś cudem odbierać, wyśmienite woleje, ale i popisowe minięcia. I tak przez cały czas. Akcja za akcją, gem za gem. Czas leciał, a oni wciąż szaleli na najwyższych obrotach.

Drugi set przez długi czas wyglądał identycznie jak pierwszy. 2:0 dla Nadala, a potem… seria Serba. 1:2, 2:2, 3:2, 4:2… Tym razem Hiszpan nie dopuścił do powtórki sprzed kilkudziesięciu minut. Opanował sytuację, zerwał się i nie dość, że wygrał siódmego gema, to chwilę później przełamał przeciwnika, wyrównując stan meczu. Ale wówczas Djoković znów włączył szósty, siódmy a może ósmy bieg. W kolejnych kilku minutach zagrał genialnie i nie dał Nadalowi szans, triumfując 6:4.

Wielkie tenisowe show trwało w najlepsze. Już w trzecim gemie trzeciej odsłony Serb znowu odebrał podanie rywalowi. Djoković doprowadził ambitnego Nadala do takiego stanu, że ten z bezradności zaczął machać ręką, kręcić głową i wściekać się na siebie tak, jak nigdy. Co ja mam zrobić? – zdawała się mówić mina Hiszpana. Ale Nadal jak to Nadal, nie poddał się. Błyskawicznie odrobił stratę, po czym… błyskawicznie przegrał kolejnego gema przy swoim serwisie. I gdy wydawało się, że nic go już nie uratuje, zaświeciło dla niego światełko w tunelu. Djokovicia dopadł pierwszy kryzys. Miał problemy przy serwisie, chwytał się za lewy bok i wyraźnie opadł z sił. Nadal to wykorzystał – ze stanu 2:3, wyszedł na 4:3. Większej przewagi zdobyć nie dał rady. Trochę dlatego, że zamiast toczyć długie wymiany z przybitym rywalem, próbował strzelać kończącymi zagraniami i nie trafiał, a trochę dlatego, że Serb po krótkiej zadyszce zaczął się budzić. I obudził się do tego stopnia, że w jedenastym gemie wyszedł na prowadzenie 6:5! Seta jednak nie skończył. Nadal wrócił z dalekiej podróży raz jeszcze i doprowadził do tie breaka, w którym od początku miał przewagę. Djoković miał coraz bardziej niewyraźną minę. Brakowało mu sił, miał problem z lewym bokiem, a po przegranych akcjach spuszczał ze zmęczenia głowę. A Hiszpan szalał. Wygrał tie break 7:3 i wydawało się, że pięciosetowa batalia jest nieunikniona.

Tymczasem w czwartej odsłonie wszystko się zmieniło. Dopiero wtedy obaj tenisiści na dobre poczuli tempo, jakie sami sobie narzucili. Nadala łapały skurcze i w mgnieniu oka opadł z sił. Obaj zawodnicy zwolnili. Hiszpan jednak był w czwartej partii bezradny. Djoković – mimo że zmęczony – znów strzelał potężnymi forhendami i bekhendami. Nadal nie był jednak już w stanie dobiegać do tych szalonych piłek i przegrał gładko 1:6. – Przegranie sześciu kolejnych meczów na pewno boli. Będę jednak pracował dzień w dzień, aż w końcu to się zmieni – powiedział Rafa.

Gdy Djoković oddawał ostatni strzał forhendowy, czuło się żal, że to już koniec. To był mecz z gatunku tych, który mógłby trwać i trwać. Bez końca. Nole i Rafa udowodnili, że są bezapelacyjnie najlepszą dwójką tenisistów świata. Stworzyli show, które zostanie zapamiętane na wiele kolejnych lat. Dla Serba show zwieńczone kolejnym sukcesem – w tym sezonie już 64. wygranym pojedynkiem i 10. tytułem. – To wydaje się nieprawdopodobne. Mam wrażenie, że większość moich uderzeń jest taka sama jak dwa, trzy lata temu. Jestem agresywniejszy na korcie i mam inne podejście do półfinałów czy finałów największych turniejów, szczególnie jak walczę z takimi mistrzami jak Rafa i Roger – mówił po meczu Djoković. – Kiedyś tak nie było. Kiedyś po prostu czekałem na ich błędy, starając się grać swój najlepszy tenis, ale nie wierząc tak do końca w to, że mogę z nimi wygrać. Teraz czuję się świetnie. Być może był to najlepszy mecz w US Open, jaki dotąd zagrałem. Wyszedłem na kort z wiarą, że mogę zwyciężyć. Grałem mocne i płaskie piłki z linii końcowej i nie pozwoliłem mu na wejście w rytm ani na przejęcie kontroli nad meczem. Wszystko grało – dodał.  

Hiszpan stracił nowojorską koronę, przegrywając z Djokoviciem po raz szósty z rzędu. – Miałem swoje szanse. Naprawdę miałem swoje szanse. Na początku meczu prowadziłem 2:0. Grałem dobrze, ale nagle trochę straciłem sposób na grę i rytm. Identyczna sytuacja miała w drugiej partii – tłumaczył Nadal. – Byłem w finale Wimbledonu, finale US Open. W obu walczyłem, szczególnie tu, w Nowym Jorku. Wracam do Hiszpanii szczęśliwszy niż po Wimbledonie, bo wiem, że jestem na właściwej drodze, aby pokonać Novaka – dodał.

Wynik finału:
Novak Djoković (Serbia, 1) – Rafael Nadal (Hiszpania, 2) 6:2, 6:4, 6:7(3), 6:1