US Open: wielkie widowisko – Nadal drugim finalistą

/ Mateusz Grabarczyk , źródło: usopen.org, foto: AFP

Andy Murray ciągle nie potrafi znaleźć recepty na Rafaela Nadala. W trzecim z rzędu wielkoszlemowym półfinale między nimi trzeci raz lepszy okazał się Hiszpan, triumfując po pasjonującym widowisku 6:4, 6:2, 3:6, 6:2.

W Nowym Jorku powtórka z zeszłego roku. Finał znowu w poniedziałek i znowu z udziałem Novaka Djokovicia z Rafaelem Nadalem. 25-latek z Majorki będzie walczył o swój jedenasty wielkoszlemowy tytuł, Serb o czwarty. Obaj tenisiści spotkali się w tym roku już pięć razy. Pięć razy lepszy był „Nole”.

Jeśli jednak Nadal zaprezentuje taki poziom tenisa, jak w półfinałowym starciu z Andym Murrayem, to Djoković ma się czego obawiać. Hiszpańsko-szkocka konfrontacja stała momentami na niebotycznym poziomie. Zaczęło się jednak dość spokojnie i przewidywalnie. Obaj tenisiści grali rozważnie, konsekwentnie i dokładnie, nie pozwalając sobie na stratę podania. Jednak, jak już w wielu meczach tej dwójki bywało, w pewnej chwili Murraya dopadł gorszy moment, Nadal to wykorzystał, przełamał przeciwnika i doprowadził seta do końca, triumfując 6:4. Nic nowego.

W drugiej partii Hiszpan grał jeszcze pewniej, robił jeszcze mniej błędów, a Szkot coraz bardziej się denerwował, fundował rywalowi zbyt dużo prezentów i zupełnie nie potrafił odnaleźć rytmu. Kosztowało go to boleśniejszą porażkę, bo tym razem udało mu się zdobyć tylko dwa gemy.

Jednak w trzecim secie Murray popełnił tylko sześć niewymuszonych błędów, podczas gdy w dwóch poprzednich zrobił ich łącznie trzydzieści. Wstąpiły w niego nowe siły i mecz zrobił się naprawdę pasjonujący i taki pozostał do samego końca. Obaj tenisiści wdawali się w wiele kapitalnych wymian, obfitujących w kosmiczne momentami zagrania zarówno z głębi kortu jak i przy siatce. Nadal znany jest ze swojej szybkości, ale dziś szybkością zaskakiwał bardziej niż zwykle. Chwilami odgrywał tak genialnie, że Murray mimo rewelacyjnego ataku, mógł jedynie popatrzeć na piłkę. Szkot nie pozostawał jednak bez odpowiedzi i sam również wielokrotnie popisywał się zagraniami, które wywoływały wśród kibiców okrzyki radości. Poprowadziło go to do wygrania trzeciej partii 6:3. W czwartej znów jednak musiał uznać wyższość Nadala, który tym razem zdobył dwa przełamania i triumfował do dwóch.

Hiszpan po raz kolejny udowodnił, że jest tenisistą dojrzalszym. Dokonywał mądrzejszych wyborów taktycznych, zachwycał szybkością poruszania się po korcie i składania do zagrań, a w kluczowych momentach potrafił utrzymać koncentrację. Murray, jak to Murray, przeplatał swoją genialną grę, banalnymi i niezrozumiałymi błędami. Szkot znowu przegrał przede wszystkim z samym sobą. Co i rusz pokrzykiwał do swoich ludzi albo samego siebie, gestykulował i tracił koncentrację. Bardziej niż to, co na korcie, interesowało go momentami to, co dzieje się w jego boksie. W paru ważnych momentach zabrakło mu zimnej głowy i dobrych wyborów taktycznych. Wybuchowy temperament blokuje Murraya i ciągle nie pozwala mu odnieść pierwszego wielkoszlemowego triumfu. Najlepszym jego osiągnięciem pozostaje wciąż finał US Open z 2008 roku.

Wynik półfinału:
Rafael Nadal (Hiszpania, 2) – Andy Murray (Wielka Brytania, 4) 6:4, 6:2, 3:6, 6:2