Tenis amatorski: liga tysiąca drużyn

/ Maciej Weber , źródło: www.atp.org.pl, foto: www.atp.org.pl

Po czasach słusznie minionych został nam najczęściej nie chciany spadek, ale akurat hasło „tysiąc szkół na tysiąclecie” miało sens. W atp wymyśliliśmy, aby zostawić po sobie system rozgrywek drużynowych. Podobny jak w Niemczech czy we Francji, ale skrojony na naszą, trochę skromniejszą miarę. Tysiąc zespołów na pięciu poziomach rozgrywek – to by było coś! Raczej jeszcze nie w przyszłym roku, ale może za dwa, trzy lata…

Jeśli gracie w tenisa – a pewnie gracie, skoro to czytacie – namówcie partnerów, znajomych, kolegów z klubu, trenera. Wystarczą cztery osoby, ponieważ liga rozgrywana jest w formule cztery single plus dwa deble. Zorganizujcie się i spróbujcie. Im więcej nas będzie, tym bliżej znajdziemy rywali takich jak my. Ci, którzy już się zgłosili i zagrali, wiedzą, że nic nie budzi takich emocji jak rywalizacja drużynowa. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba przeżyć.

Na razie skończył się pierwszy sezon. W kilku kategoriach wiekowych, tych mniej licznie obsadzonych, już po pierwszej fazie można było dokonać podziału na pierwszoligowców i resztę. W trzech potrzebne były turnieje finałowe, rozegrane w ostatnią sobotę na kortach trzech stołecznych klubów – Warszawianki (kat. +45; organizatorzy składają szczególnie serdeczne podziękowania p. Juliuszowi Madejowi za pomoc w organizacji), Piaseczna (kat. open) i Tie Breaka (+55). Najbardziej zacięta była rywalizacja najstarszych panów, zakończona zwycięstwem gospodarzy. Tie Break wygrał z gośćmi z Lubina korzystniejszą różnicą setów, bowiem w „dużych” punktach było 3:3.

Wyniki:

kat. +55

1. ST Tie Break Warszawa
2. OSiR Lubin

kat. +45

1. TFC Warszawianka
2. CHTT Chorzów

kat. open

1. Olszynka Grochowska
2. LTC-Team Park Kultury w Powsinie
3. KT Royal Zielona Góra

Przeżyj to tam
Sporteum Tennis & Ski obchodzi 10-lecie istnienia. Z tej okazji w klubie na warszawskiej Choszczówce odbyło się przyjęcie urodzinowe.
Zaczęło się skromnie – od jednego kortu, który miał być tylko miejscem sąsiedzkiej integracji. Ale przychodzili ludzie, mówili, że widzieli kogoś z rakietą, i pytali, czy też nie mogliby zagrać. Dziś kortów jest już sześć, do tego sala zabaw dla dzieci i klubokawiarnia, a średnio dwa razy w miesiącu turniej z cyklu „atp”.
Jak sama nazwa wskazuje – na Choszczówce uczą nie tylko gry w tenisa, ale też jazdy na nartach (oczywiście na obozach w górach, bo obok kolejka owszem jest, ale nie linowa, lecz torowa z Warszawy do Gdańska).
Obchody jubileuszu zaczęły się nie od przemówień, nie od toastów, tylko od meczu – drużyna klubowiczów podjęła drużynę warszawskich artystów. Wynik nie był najważniejszy, a jak bardzo liczył się sam udział, niech zaświadczy przykład Karola Strasburgera. Aktor szybko rozegrał dwa spotkania singlowe i pożegnał się, pędząc do pracy. „Ze Sporteum do teatrum” – zauważyli jego koledzy.
Między domkiem klubowym, kortami a grillem robiło się coraz tłoczniej. Po prostu całymi rodzinami schodzili się kolejni klubowicze. Po ostatnim meczbolu, jak to na przyjęciu urodzinowym, pokrojono tort i wręczono prezenty – najpierw od gości dla jubilatów i od klubu dla pracowników, potem, dzięki licznym sponsorom (głównym był Dom Development, a „Tenisklub” jednym z patronów medialnych), drobne upominki otrzymali goście.
Wreszcie przyszła kolej na część artystyczną, czyli koncert Andrzeja Pisarzewskiego. Muzyk zaprosił do współpracy Andrzeja Suprona, powierzając mu rolę wokalisty. „Przeżyj to sam” Lombardu, lekko zmienione przez znakomitego zapaśnika i niezłego tenisistę na „Przeżyj to tam” (w domyśle – w Sporteum) stało się gwoździem programu.
Przeżyli wszyscy, choć nie wszyscy całe dziesięć lat. Chętnych do wzięcia udziału w następnym jubileuszu na pewno nie zabraknie.

Biegun ciepła i tenisa
Tarnów, polski biegun ciepła, stał się na chwilę pępkiem polskiego tenisa. Z inicjatywy Urzędu Miasta zorganizowano tam turniej amatorski Tarnów Tenis Cup, połączony z promocją tej dyscypliny wśród dzieci. Specjalnie na tę okazję zaproszono Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego. Mieli pełne ręce roboty, bowiem stawiła się ponad setka dzieci, a żadne nie odeszło bez kilkuminutowej lekcji.
– Cieszymy się, że powstają takie inicjatywy i zawsze chętnie bierzemy w nich udział. Jesteśmy zaskoczeni wysokim poziomem sportowym prezentowanym przez najmłodszych i wierzymy, że pośród nich znajdą się tacy, którzy zachęceni naszym ciepłym słowem zapiszą się do szkółek tenisowych i kto wie… Może przyszły mistrz Wimbledonu będzie pochodził właśnie z Tarnowa? – powiedzieli jeszcze przed powrotem na kort.
Wrócili, bo główną atrakcją wieczoru był mecz pokazowy z udziałem naszej eksportowej pary oraz lokalnych mistrzów Batłomieja Kałuckiego i Michała Matyfi. Na zakończenie tego niezwykle udanego dnia Fyrstenberg i Matkowski wręczyli nagrody zwycięzcom Tarnów Tenis Cup.

Dwa finały lata
Za oknem już nie lato i jeszcze nie jesień, więc np. w Zduńskiej Woli oficjalnie zakończono sezon na kortach otwartych. W finale kat. open Piotr Jaros pokonał Macieja Bańdo 6:4, 6:2, natomiast wśród 50-latków Janusz Słomiński wygrał ze Stanisławem Potrzebnym 6:2, 7:5.

Zmiana miejsc
W Olsztynie przyszła kolej na Grand Prix Toyoty i singlistów. Tym razem najlepsi okazali się najwyżej rozstawieni, choć w odwrotnej kolejności niż na liście zgłoszeń – w finale Tomasz Chaciński zwyciężył Przemysława Zielińskiego 6:0, 6:2.